Mam 60 lat i od dawna jestem samotną kobietą, dlatego niedawno zdecydowałam się na związek z mężczyzną. Syn mnie nie rozumie i powiedział nawet, że jeśli wyjdę za niego za mąż, to nie zobaczę już wnuków

Mam 60 lat i od dawna jestem samotną kobietą. Tak naprawdę nigdy nie planowałam, że moje życie właśnie tak się potoczy – że obudzę się kiedyś w pustym mieszkaniu, gdzie jedynym dźwiękiem będzie brzęk łyżeczki o filiżankę i kroki sąsiadów za ścianą.

Zawsze byłam aktywna, silna, potrzebna innym. Najpierw dzieci, potem praca, potem wnuki. A ja jakoś schodziłam na drugi plan, aż w końcu zupełnie tam utknęłam.

Czas mijał, dni zlewały się w jedno, a ja coraz częściej łapałam się na myśli, że nic już nowego mnie w życiu nie czeka. I wtedy pojawił się on – Marek.

Nie szukałam nikogo, naprawdę. Spotkaliśmy się przypadkiem na targu, gdy przewróciła mi się torba z jabłkami i część potoczyła się pod jego nogi. „Widzę, że jabłka same do mnie lecą” – zażartował, podając mi owoc.

Uśmiechnęłam się, pierwszy raz od wielu miesięcy tak szczerze, że aż sama byłam zaskoczona.

Screen freepik

Od tamtej pory widywaliśmy się częściej: tu na spacerze, tam na przystanku, a czasem po prostu przychodził pod moje drzwi z dwoma kubkami kawy „bo tak mu smakowała ta z targu i chciał powtórzyć moment”.

Z czasem rozmowy stawały się coraz dłuższe, a w moim domu znowu było słychać śmiech. Marek był uważny, delikatny, taki… ciepły.

Czasem łapałam się na myśli, że obudził we mnie kobietę, o której istnieniu dawno zapomniałam. Może dlatego odważyłam się przyznać przed sobą, że nie chcę już dłużej żyć sama. Kiedy syn zobaczył, że coraz częściej wspominam o Marku, od razu się spięła atmosfera.

„Mamo, po co ci to? Na starość wymyśliło ci się romansowanie?” – usłyszałam. Zrobiło mi się przykro, ale milczałam, bo nie chciałam się kłócić.

Syn zawsze był rozsądny, odpowiedzialny, ale w tej jednej sprawie patrzył na mnie tak, jakby miał przede mną zamknąć świat.

Gdy któregoś dnia powiedziałam mu, że chyba chciałabym wyjść za Marka, spojrzał na mnie jak na obcą osobę.

„Jeśli to zrobisz, nie zobaczysz wnuków. Nie będę narażał ich na takie… dziwne sytuacje.” Zamarłam.

Byłam przekonana, że żartuje, ale jego twarz była twarda, chłodna, napięta jak struna. „Jakie dziwne sytuacje?” – zapytałam cicho.

„Mamo, masz 60 lat. Chcesz wychodzić za mąż? Co ludzie powiedzą? Po co ci to?” Łzy napłynęły mi do oczu.

Nigdy nie byłam kobietą, która patrzy, co ludzie powiedzą, a już na pewno nie chciałam, żeby mój syn decydował za mnie, czy mogę być szczęśliwa.

Przez cały dzień chodziłam po mieszkaniu i powtarzałam sobie jego słowa. Wnuki są moim światłem, uwielbiam te małe rączki, które wtulają się we mnie, gdy zasypiają, ich śmiech, ich historie.

W myślach widziałam, jak syn odbiera mi możliwość bycia częścią ich życia tylko dlatego, że postanowiłam otworzyć serce.

Wieczorem zadzwonił Marek. „Wszystko w porządku?” – zapytał spokojnie, jakby czuł, że płakałam. „Syn się zdenerwował” – wydusiłam.

„Powiedział, że jak cię poślubię, to nie będę mogła widywać wnuków.” Po drugiej stronie zapadła cisza. „Nie chcę być powodem twojego cierpienia” – powiedział w końcu.

„Ale też nie chcę, żebyś rezygnowała z życia przez czyjeś strachy.” To była najtrudniejsza noc w moim życiu. Siedziałam w fotelu, patrzyłam w okno, a za szybą odbijała się moja twarz.

Kobieta, która całe życie dawała, pomagała, wspierała, a teraz miała wybierać między miłością a rodziną.

Rano podjęłam decyzję. Syn przyszedł jak zawsze w sobotę z wnukami i od progu zapytał: „To co, przemyślałaś? Mam nadzieję, że koniec żartów.”

Oparłam dłonie o stół, żeby nie drżały. „Synu, ja nie żartuję. Chcę być szczęśliwa.” Widziałam, jak robi się czerwony, jak zaciska usta.

„A wnuki? Nie zależy ci?” – niemal krzyknął. „Zależy mi bardzo. Ale nie możesz mnie szantażować moją własną rodziną.” Mały wbiegał właśnie do pokoju, a ja wzięłam go na ręce i przytuliłam mocno, mocniej niż zwykle.

Syn stał w drzwiach i patrzył na mnie z mieszaniną gniewu i bezradności. „Nie rozumiem cię” – syknął. „Może kiedyś zrozumiesz” – odpowiedziałam. Czy będzie ślub? Nie wiem.

Nie chcę podejmować decyzji pod presją. Ale wiem jedno: jestem jeszcze żywą kobietą, nie cieniem. Mam prawo do miłości, do ciepła, do czyjejś obecności.

Mam prawo nie być sama. A jeśli mój syn kiedyś dostrzeże, że jego matka nie przestała być człowiekiem tylko dlatego, że skończyła 60 lat, to może wtedy zrozumie, że nie zabieram mu rodziny – tylko próbuję ocalić swoją.

Zakochałam się w mężu mojej siostry, a on odwzajemnił moje uczucia. Teraz nie wiem, jak powiedzieć siostrze o tym, co się między nami dzieje, a Marcin mimo wszystko nie chce opuścić rodziny

Mój syn znalazł sobie bogatą narzeczoną i cieszyłam się z tego powodu, ponieważ chciałam, żeby był naprawdę szczęśliwy, a on nawet nie zaprosił mnie na wesele. A wszystko dlatego, że pochodzę ze wsi

Moja mama zawsze wszystko lepsze dawała mojej siostrze, a ja byłam jak sprzątaczka i gospodyni domowa. Teraz postanowiła zostawić jej mieszkanie, a sama przeprowadzić się do mnie: „Nie chcę przeszkadzać Lizie, ma nowego męża”