Mój mąż i ja zawsze marzyliśmy o domu na wsi i już prawie go mieliśmy, ale wtedy pojawiła się mama męża i powiedziała, że musi zrobić remont i nie ma już możliwości odkładać tego na później. Byłam przeciwna, ale Marcin powiedział, że poczekamy, a jego mama nie

Zawsze marzyliśmy z Marcinem o własnym domku za miastem — cichym, z drewnianym tarasem, żeby pić poranną kawę przy śpiewie ptaków, a wieczorem słuchać, jak oddycha las.

Ja już widziałam siebie sadzącą lawendę przy wejściu, a on – jak robi grilla i zaprasza znajomych.

Oszczędzaliśmy latami, licząc każdy niepotrzebny wydatek, odkładając nawet wtedy, kiedy wcale nie było łatwo.

Ale udało nam się — wybraliśmy działkę, porozmawialiśmy z deweloperem, właściwie zostało tylko podpisać umowę. Wydawało się, że jeszcze chwila i nasz sen się spełni.

Właśnie wtedy pojawiła się jego mama. Nie odwiedzała nas często — od czasu emerytury zwykle siedziała w domu, narzekała na zdrowie i przyjeżdżała tylko wtedy, kiedy coś było naprawdę pilne.

Screen freepik

Od razu poczułam, że ten wypad nie jest przypadkowy. Weszła do kuchni, postawiła torbę i nawet porządnie się nie przywitała, tylko powiedziała: „Muszę zrobić remont. I to pilnie. Sufit się sypie, łazienka przecieka, nie mam już jak odkładać”.

Spojrzałam na Marcina, czekając, że zapyta o szczegóły, że zareaguje. A on tylko westchnął i bez słowa usiadł przy stole. Mama ciągnęła dalej:

„Jesteście młodzi, macie jeszcze czas. A ja już nie. No i pieniędzy też nie mam. Nie poradzę sobie sama, przecież to rozumiecie”.

Poczułam, jak we mnie rośnie niepokój. Przecież mieliśmy plan. Mieliśmy wszystko dopięte. Powiedziałam cicho: „Mamo, ale my właśnie jesteśmy w trakcie podpisywania papierów na dom”.

Wtedy ona zacisnęła usta: „Dom wam nie ucieknie. A mama jest jedna”.

I wtedy Marcin powiedział coś, co sprawiło, że serce spadło mi do żołądka: „Poczekamy. Mama nie może”.

Ziemia zadrżała mi pod stopami. Ogarnęło mnie rozczarowanie, żal i bezsilność. Tyle planowania, tyle oszczędzania, tyle nadziei — a teraz wszystko zostaje zatrzymane, bo jego mama stwierdziła, że „nie ma czasu czekać”.

Próbowałam tłumaczyć Marcinowi, że remont u mamy jest ważny, ale czy naprawdę nie widzi, że znów odsuwamy nasze życie? Że znowu stawiamy czyjeś potrzeby ponad własne?

On tylko powtarzał: „Ona jest sama. Jej ciężko. Zrobimy remont i wrócimy do naszego planu”.

Widziałam, że nie chce się kłócić ani stawiać w pozycji „złego syna”. I niby to rozumiałam, ale we mnie coś krzyczało: „A kto pomyśli o nas? O mnie?”

Chodziłam kilka dni jak we mgle. Dochodziło do mnie, że nasz dom zostaje odłożony na czas nieokreślony.

Że znowu rezygnujemy z tego, na co pracowaliśmy latami. Że znów ktoś decyduje za nas, co możemy robić, a czego nie.

I nagle zrozumiałam: to nie chodzi o remont. To chodzi o granice. O to, że cały czas staram się być wygodna, spokojna, wyrozumiała.

Że pozwalam, by ktoś inny dyktował, kiedy mogę marzyć, a kiedy nie.

Wieczorem powiedziałam Marcinowi: „Nie jestem przeciwko pomocy. Ale nie zgadzam się, żebyśmy znowu całkowicie rezygnowali z własnych planów. Pomóżmy tyle, ile możemy, ale nie kosztem wszystkiego”.

Długo milczał. A potem przyznał: „Boję się, że ją zawiodę”.

Odpowiedziałam cicho: „A mnie nie boisz się zawieść?”

Ta rozmowa była przełomowa. Jeszcze wszystkiego nie ustaliliśmy, ale pierwszy raz rozmawialiśmy naprawdę. Nie przez strach. Nie przez poczucie winy. Nie przez presję innych. Jak dwie dorosłe osoby, które budują wspólne życie.

I wtedy zrozumiałam jedno: marzeń nie wolno odkładać w nieskończoność z powodu cudzych oczekiwań.

Można przesunąć coś na dzień, tydzień, miesiąc — ale nie na zawsze. I jeśli ten dom jest nam pisany — zbudujemy go. Tym razem bez rezygnowania z siebie.

Teściowa od dawna nie odwiedzała nas, nawet swoich wnuków, których rzekomo kocha. I tu, bez uprzedzenia, przyjechała do nas, a ja usłyszałam jej rozmowę z mężem: „Po co jej dwa mieszkania, moja córka nie ma gdzie mieszkać, a twoja żona myśli tylko o sobie”

Kiedy rodzice dowiedzieli się, że mój mąż otrzymał mieszkanie od swoich krewnych, natychmiast pojawili się u nas, a mama powiedziała mi: „Otrzymaliście mieszkanie i milczycie, przecież wiecie, że mój syn nie ma gdzie mieszkać”

Otrzymałam od babci duże mieszkanie i od razu je wyremontowałam. Kiedy mama się o tym dowiedziała, zaproponowała mi, żebym wprowadziła tam moją siostrę z dziećmi: „Ty i tak masz gdzie mieszkać, a rodzinie trzeba pomagać”