Mama nigdy nie dzwoni do mnie sama, tylko wtedy, gdy coś jej trzeba. Po tygodniu milczenia pojawiła się, aby powiedzieć, że zepsuła się jej pralka, a mojej siostry nie chce niepokoić, bo ma dużo spraw

Minie tydzień, dwa, cisza. A potem nagle pojawia się, jakby nic się nie stało, z tą swoją spokojną miną i zdaniem wypowiedzianym tak, jakby to był najważniejszy komunikat świata:

„Pralka mi się zepsuła, a do siostry nie chcę dzwonić, bo ona ma tyle na głowie.”

I znowu to samo uczucie – jakby ktoś otworzył starą ranę, która niby już się zagoiła, ale w środku wciąż boli. Nie chodzi o pralkę.

Ani o pieniądze. Chodzi o to, że ja dla niej istnieję tylko wtedy, gdy coś się psuje, gdy czegoś trzeba, gdy czegoś brakuje.

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zadzwoniła po prostu tak – zapytać, jak się czuję, co u dzieci, jak nam się żyje. Kiedyś próbowałam to delikatnie poruszyć. Powiedziałam:

Screen freepik

„Mamo, wiesz, czasem chciałabym, żebyś zadzwoniła tak po prostu, bez powodu.”

Odpowiedziała z uśmiechem: „Nie chcę ci przeszkadzać, jesteś taka zajęta.”

A ja wtedy pomyślałam, że to nie o przeszkadzanie chodzi, tylko o potrzebę bycia ważnym.

Kiedy byłam dzieckiem, mama zawsze miała na głowie tysiąc spraw. Ciągle w biegu, zmęczona, wiecznie zmartwiona. Nie pamiętam, żeby siadała ze mną przy stole i po prostu rozmawiała.

Zawsze był pośpiech – praca, zakupy, obiad, rachunki. A kiedy dorosłam, ten pośpiech przeniósł się tylko na inny grunt. Tyle że teraz to ja jestem po tej drugiej stronie słuchawki, czekając na dźwięk, który prawie nigdy nie nadchodzi.

Czasem dzwonię pierwsza. Słyszę w głosie zaskoczenie, jakby się nie spodziewała.

– „O, córeczko, coś się stało?”

– „Nie, mamo. Chciałam tylko pogadać.”

– „Aaa… dobrze, tylko wiesz co, ja właśnie wychodzę do sklepu…”

I tyle. Rozmowa trwa dwie minuty, a ja czuję, jakby ktoś właśnie zgasił światło w środku dnia.

Moja siostra – o, do niej mama dzwoni często. Chociaż mówi, że nie chce jej przeszkadzać, to jednak jakoś zawsze znajduje powód, żeby się odezwać.

Może dlatego, że mieszkają bliżej. A może dlatego, że siostra nigdy nie mówi, że nie ma czasu. Ja natomiast zawsze słyszę w jej głosie dystans. Jakbyśmy były sobie coraz bardziej obce, choć łączy nas krew.

Czasem myślę, że to ja jestem zbyt wrażliwa. Że nie powinnam się obrażać o takie drobiazgi. Ale potem przychodzi niedziela, dzieci pytają: „Czy babcia zadzwoni?” – a ja uśmiecham się sztucznie i mówię, że pewnie jest zajęta. I znów mija tydzień ciszy.

Nie oczekuję cudów. Nie potrzebuję codziennych telefonów ani długich rozmów o pogodzie. Chciałabym tylko poczuć, że ktoś po drugiej stronie naprawdę o mnie myśli. Że nie jestem jedynie „tą, która zawsze pomoże”.

Kiedy ostatnio dzwoniła, żeby powiedzieć o tej pralce, pojechałam do niej bez słowa. Naprawiliśmy ją z mężem.

Mama była zadowolona, ale nie zapytała nawet, jak się czuję. Po prostu podała mi herbatę i powiedziała: „Dobrze, że jesteś, bo ja już nie wiedziałam, co robić.”

I to było wszystko. Wracałam do domu z ciężkim sercem. Patrzyłam przez szybę samochodu i myślałam, że pewnie przyjdzie taki dzień, gdy to ja nie będę miała już komu naprawić pralki.

I wtedy może ona przypomni sobie, że miała córkę, która czekała całe życie na zwykły telefon – taki bez powodu, tylko z potrzeby serca.

Długo marzyliśmy o własnym domu, ale nikt nam nie pomagał, za to szwagrowi mojego męża teściowa oddała swoje mieszkanie i wyremontowała je: „On jest sam, a wy jesteście we dwoje, więc macie łatwiej”

Mój mąż nie pojechał odebrać mnie z podróży służbowej, ponieważ jego mama poprosiła go, żeby zawiózł ją do przyjaciółki, a on nie potrafi odmówić mamie, więc ja mogę poczekać

Mieszkałam sama, miałam mieszkanie i dobrą pracę, a mój brat mieszkał z mamą i często nie miał na co żyć, chociaż założył już rodzinę: „Córko, będę mieszkać u ciebie, a swoje mieszkanie zostawię synowi, bo tam i tak jest mało miejsca, a u ciebie będzie mi dobrze”