Mama zawsze bardziej kochała mojego brata i we wszystkim mu pomagała. Teraz prosi mnie, żebym pozwolił Michałowi z rodziną zamieszkać w moim mieszkaniu, a ja miałbym zamieszkać z żoną u niej: „W końcu nie macie dzieci, a oni mają aż troje”

Od dziecka wiedziałam, że w oczach mamy mój brat był kimś wyjątkowym. Michał — złote dziecko. Już w szkole wszyscy go chwalili: świetne oceny, sport, uśmiech, którym potrafił rozbroić każdego.

Mama była z niego dumna, mówiła: „Zobacz, Aniu, jaki on zdolny! Powinnaś brać z niego przykład.” A ja brałam. Tylko że nigdy nie wystarczyło.

Kiedy przychodziłam do domu z dobrą oceną, mama pytała:

– A czemu nie najlepszą?

Kiedy Michał dostał czwórkę, słyszałam:

– To nic, synku, przecież wiesz, że i tak jesteś najlepszy.

Z czasem przestałam się starać. Po prostu żyłam swoim życiem. Skończyłam studia, znalazłam pracę, wyszłam za mąż. Nie mieliśmy dzieci
– los tak chciał, choć próbowaliśmy latami. Było nam dobrze we dwoje. A mama… cóż, nigdy tego nie rozumiała.

– Kobieta bez dziecka to jak ogród bez kwiatów – powiedziała mi kiedyś. – Może i ładny, ale pusty.

Nie odpowiedziałam. Po co? W moim życiu było już dość ciszy po takich słowach.

A potem przyszło to jedno popołudnie. Zadzwoniła. Głos miała miękki, prawie czuły, taki, którego dawno nie słyszałam.

– Aniu, musimy porozmawiać – zaczęła. – Michał z Kasią mają trudną sytuację. Dzieci rosną, ciasno im się zrobiło. Pomyślałam… że może
mogliby trochę pomieszkać u ciebie.

Zamarłam.

– U mnie? – powtórzyłam. – A gdzie my mamy się podziać z Markiem?

– No przecież możecie przyjść do mnie – powiedziała tonem, jakby to było oczywiste. – U mnie miejsca sporo, a wy nie macie dzieci,
więc… wiecie, im teraz ciężej.

Poczułam, jak krew napływa mi do twarzy.

– Mamo, to jest nasze mieszkanie. Kupiliśmy je razem z Markiem. Spłacaliśmy kredyt przez dziesięć lat. Nie mogę się po prostu wyprowadzić, bo Michał ma troje dzieci.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Potem westchnęła:

– Zawsze byłaś taka samolubna. On by ci nie odmówił.

Te słowa bolały bardziej, niż chciałam przyznać. Bo ilekroć mama mówiła, że jestem samolubna, czułam się znów jak ta mała dziewczynka
z dzieciństwa — stojąca w cieniu brata, z książką w rękach, z nadzieją, że tym razem powie: „Jestem z ciebie dumna.”

Kiedy opowiedziałam o wszystkim Markowi, tylko pokręcił głową.

– Kochanie, nie przejmuj się. Zawsze była po jego stronie. Ale my nie mamy obowiązku udowadniać jej niczego.

Przytuliłam się do niego i dopiero wtedy puściło. Łzy popłynęły same. Nie ze złości. Z żalu. Z rozczarowania. Bo mimo wszystko chciałam mieć matkę, która będzie widzieć we mnie córkę, nie tło dla swojego syna.

Kilka dni później mama przyszła osobiście. Z ciastem, jak zawsze, kiedy chciała coś załatwić. Uśmiechała się, mówiła, że to tylko na chwilę, dopóki Michał nie znajdzie większego mieszkania. Ale w jej oczach widziałam to samo spojrzenie, które znałam od lat — twarde,
nieustępliwe.

– Wiesz, że ja nie będę żyła wiecznie – powiedziała w końcu. – Chciałabym, żebyście się wspierali jako rodzeństwo. A teraz oni potrzebują pomocy.

– A ja, mamo? – zapytałam cicho. – Ja kiedyś też będę potrzebować pomocy. Czy wtedy też powiesz Michałowi, żeby mnie przyjął, bo „nie mam dzieci”?

Nie odpowiedziała. Wzięła płaszcz i wyszła, trzaskając drzwiami.

Minęły dwa tygodnie. Nie dzwoniła. Widziałam tylko zdjęcia u brata na Facebooku – on, Kasia i dzieci u mamy na obiedzie. Uśmiechnięci, szczęśliwi. Ja nie byłam zaproszona.

Czasem myślę, że może przesadziłam. Że mogłam się zgodzić, chociaż na chwilę. Ale potem przypominam sobie tamtą dziewczynkę z dzieciństwa, która zawsze schodziła z drogi, byle tylko nie zawieść mamy. I wiem, że już nie mogę tego robić.

Dorosłam. Nauczyłam się mówić „nie”. Nie z egoizmu, tylko z szacunku do siebie.

A mama? Pewnie wciąż uważa, że to ja jestem ta gorsza, ta bez serca. Ale ja już nie muszę jej przekonywać. Bo w końcu zrozumiałam coś ważnego — że czasem miłość do rodziny nie polega na uleganiu, tylko na postawieniu granicy, nawet jeśli boli.

Mój mąż zawsze mi powtarzał, że jestem dla niego jedyna, a potem przypadkiem usłyszałam jego rozmowę z sąsiadką: „Laro, wkrótce się do ciebie przeprowadzę, wiesz przecież, że kocham tylko ciebie”

Kiedy syn powiedział mi, żebym się pakowała, bo się przeprowadzam, myślałam, że zabierze mnie do siebie, ale zawiózł mnie do domu spokojnej starości: „Synu, zostawiłam ci mieszkanie, a ty tak ze mną postępujesz”

Nigdy nie myślałam, że na starość będę musiała prosić dzieci o pomoc, ponieważ wcześniej zajmowałam się wyłącznie życiem osobistym: teraz rozumiem, że się myliłam, ale już za późno, żeby coś zmieniać