Chyba nie ma na świecie matki, która nie marzyłaby o tym, by zobaczyć swojego syna w garniturze pana młodego — szczęśliwego, dojrzałego, zakochanego.
Mój syn, Igor, był moim oczkiem w głowie. Po śmierci męża zostaliśmy tylko we dwoje. Wszystko, co miałam — każdą siłę, każdą myśl — oddałam jemu.
Kiedy po raz pierwszy przyprowadził do domu dziewczynę, cieszyłam się. Miała na imię Natalia. Zgrabna, ładna, z delikatnym uśmiechem
— wydawała się idealna. Była uprzejma, ale zawsze trzymała się jakby trochę na dystans. Myślałam, że to po prostu jej charakter.
Pewnego wieczoru Igor powiedział:
— Mamo, postanowiliśmy z Natalią się pobrać. Ślub za trzy tygodnie.
— Synku, to cudownie! — odpowiedziałam, a w oczach stanęły mi łzy.
Nie mogłam się doczekać tego dnia. Chciałam pomóc, ale Igor powtarzał:
— Wszystko mamy załatwione. Przyjedź dzień wcześniej, żeby odpocząć.
Znałam siebie — nie umiem siedzieć bezczynnie. Postanowiłam więc przyjechać dwa dni wcześniej, zrobić im niespodziankę. Może pomogę
Natalii posprzątać, może coś ugotuję.
Kupiłam kwiaty, wyobrażając sobie, jak zapukam do drzwi i powiem: „Cześć, kochanie, przyszła mama!”
Zadzwoniłam do Igora z drogi — nie odebrał. Pomyślałam, że pewnie zajęty, więc pojechałam prosto do nich.
Drzwi otworzyła Natalia. Zaskoczona, może nawet lekko przestraszona.
— Och, pani Halino! Jak miło, ale… nie spodziewaliśmy się pani tak wcześnie!
— Chciałam pomóc, kochanie, mam trochę wolnego. Igor jeszcze w pracy? — zapytałam.
— Tak, wróci późno — odparła szybko.
Weszłam do mieszkania, postawiłam kwiaty w wazonie. Już miałam przejść do pokoju, kiedy usłyszałam jej głos. Mówiła cicho, prawie
szeptem, ale każde słowo uderzyło mnie jak grom:
— Kochanie, on wróci dopiero za kilka godzin. Przyjedź do mnie… tak, jak wczoraj…
Stanęłam w miejscu, jakby mnie sparaliżowało. Walizka wypadła mi z rąk. „Nie, to niemożliwe” — powtarzałam w myślach.
Ale jej głos był zbyt wyraźny, zbyt pewny. A potem usłyszałam śmiech. Ten lekki, kokieteryjny śmiech, który już zawsze będzie mi się kojarzył z tamtą chwilą.
Nie wiem, jak wyszłam. Po prostu znalazłam się na klatce schodowej, potem na ulicy. Siedziałam na ławce, zziębnięta, wciąż trzymając w ręku torebkę z prezentem. Patrzyłam w dal i nie mogłam przestać myśleć o jednym: co teraz?
Całe życie przewinęło mi się przed oczami — Igor jako chłopczyk, jego uśmiech, jego pytanie: „Mamo, będziesz zawsze ze mną?”
I teraz miał ożenić się z kobietą, która już w tym momencie go zdradzała. Wieczorem zadzwonił.
— Mamo, Natalia mówiła, że byłaś! Dlaczego nie zostałaś?
— Nie chciałam wam przeszkadzać, synku — odpowiedziałam spokojnie. — Zatrzymałam się w hotelu.
Nie spałam całą noc. Myślałam, czy powinnam mu powiedzieć. Ale jak? Przed ślubem? Czy by mi uwierzył? A może źle zrozumiałam, może to jakieś nieporozumienie…
Następnego dnia odwiedziłam ich ponownie. Natalia przywitała mnie jakby nic się nie stało — serdecznie, z uśmiechem. Przygotowała kawę, pytała, jak się czuję. I kiedy się nachyliła, by postawić filiżankę, poczułam obcy zapach męskich perfum. Nie mojego syna.
Ślub był piękny. Muzyka, kwiaty, śmiech, szczęście. Igor promieniał. Patrzył na Natalię z miłością, która ściskała mi serce. A ona… patrzyła na niego tak, jakby odgrywała rolę, której nie czuła.
Podczas przyjęcia podeszła do mnie.
— Dziękuję, że pani przyjechała, pani Halino. To wiele dla mnie znaczy.
— Mam nadzieję, Natalio, że mój syn kiedyś pozna cię naprawdę. Ale nie ode mnie — powiedziałam cicho.
Zbladła. Tylko na sekundę, ale ja to zobaczyłam. Uśmiechnęła się sztucznie i odeszła.
Po kilku dniach wróciłam do domu. Igor dzwonił, dziękował, mówił, że są szczęśliwi. Słuchałam i milczałam.
Minęły dwa tygodnie. Pewnego wieczoru zadzwonił, a w jego głosie było coś, czego nigdy wcześniej nie słyszałam.
— Mamo… wiedziałaś? — zapytał.
— O czym, synku?
— O tym, że ona mnie zdradzała. Jeszcze przed ślubem. Z moim kolegą z pracy. Widziałem wiadomości.
Nie potrafiłam wydusić słowa.
— Wiesz, synku… czasem lepiej dowiedzieć się prawdy od razu, niż żyć w kłamstwie całe życie — powiedziałam tylko.
Przyjechał po kilku dniach. Zmęczony, ale spokojny.
— Myślałem, że to będzie początek mojego szczęścia, mamo. A to był tylko bolesny koniec iluzji.
Objęłam go mocno.
— Takie lekcje bolą najbardziej, ale właśnie one chronią nas przed jeszcze większym cierpieniem.
Dziś wiem jedno — że mój wcześniejszy przyjazd nie był przypadkiem. Czasem los kieruje nami tak, byśmy mogli zobaczyć prawdę, nawet
jeśli bardzo jej nie chcemy. Bo tylko wtedy możemy uratować tych, których naprawdę kochamy.