Jedna babcia ma córkę, która żyje własnym życiem i nie dba o nią, a emerytura starszej pani jest niewielka: „Bardzo tęsknię za wnuczką, nie przyjeżdżała już od miesiąca, a produkty się skończyły”

Zawsze uważałam, że starość nadchodzi wtedy, gdy stajesz się niepotrzebny. Niepotrzebny nawet tym, dla których żyłeś całe życie.

Mam 72 lata, jestem babcią, a moją największą radością zawsze były córka i wnuczka.

Wydawałoby się, że teraz, kiedy mam mniej sił, nadszedł czas, aby czuć ciepło bliskich, czekać na nich w małym mieszkaniu, piec pierogi, żeby było dla kogo.

Ale tak się złożyło, że moje życie sprowadza się do samotności i ciszy.

Moja córka już dawno żyje własnym życiem. Ma pracę, spotkania, jakieś swoje podróże.

Screen freepik

Rozumiem to, każdy ma prawo do własnej drogi. Ale boli mnie to, że na tej drodze nie ma już dla mnie miejsca. Nie wymagam wiele — tylko odrobinę uwagi, choćby krótką wizytę, telefon, pocałunek wnuczki. A zamiast tego tygodnie ciągną się długo, jak lata.

Siedzę przy oknie i patrzę na podwórko. Kiedy widzę, jak sąsiadkę odwiedzają dzieci, jak wnuki przynoszą jej torbę z produktami, moje serce się ściska.

Kiedyś też byłam potrzebna. Kiedyś przygotowywałam śniadania przed szkołą, biegałam po sklepach, żeby moja córka miała wszystko, co najlepsze.

Pracowałam na dwa etaty, żeby opłacić jej naukę, żeby miała lepsze życie niż ja. A teraz mam ochotę zapytać: „Czy to wszystko zostało zapomniane?”

Czasami odważam się zadzwonić pierwsza. Szybko odbiera słuchawkę, ale jej głos zawsze gdzieś się spieszy.

— Mamo, jestem zajęta. Oddzwonię później, dobrze?

A potem mija dzień, drugi, i nie ma telefonu. I myślę: może rzeczywiście lepiej milczeć, żeby nie wydawać się natarczywą.

Moja wnuczka dorasta, ma już dwanaście lat. Tak bardzo tęsknię za jej śmiechem, za tym, jak biegała po pokoju i mnie przytulała, kiedy się widziałyśmy. A teraz minął już miesiąc, odkąd nie przyjechali. Łapie się na myśli: a co, jeśli ona odezwie się ode mnie?

Co, jeśli dorośnie i powie, że babcia to tylko wspomnienie, które pozostało gdzieś w dzieciństwie?

Moja emerytura jest niewielka, ledwo wystarcza na leki i media. Produkty szybko się kończą. Czasami otwieram lodówkę i widzę tam tylko kilogram ziemniaków i pół bochenka chleba.

„No cóż, przeżyję i tak” – mówię sobie, starając się nie płakać. Ale serce i tak ściska mi się, bo najtrudniejsze nie jest brak jedzenia. Najtrudniejsze jest uczucie pustki w sercu.

Nie obwiniam mojej córki. Myślę, że może tak już jest w życiu, że zawsze biegniemy do przodu, zapominając o tych, którzy zostali w tyle.

Ale czasami mam ochotę powiedzieć jej: „Córko, nie będę z tobą wiecznie. Przyjdź do mnie nie wtedy, gdy mnie już nie będzie, ale teraz. Czekam na ciebie każdego dnia”.

Nie jestem zła, nie obrażam się, po prostu bardzo tęsknię. Czasami wydaje mi się, że nawet ściany mojego mieszkania tęsknią razem ze mną.

Siadam w fotelu, patrzę przez okno i szepczę: „Bardzo tęsknię za wnuczką, nie przyjeżdżała już od miesiąca, a produkty się skończyły”. I wydaje mi się, że te słowa rozpływają się w ciszy, nikt ich nie słyszy.

Ale może pewnego dnia ona jednak przyjedzie. Uścisknie mnie, jak kiedyś, a wnuczka będzie się śmiała, biegając po pokoju. Wtedy powiem, że to było moje największe szczęście — doczekać się ich przyjazdu.

Wracając od przyjaciółki do domu, drzwi były otwarte i przypadkowo usłyszałam jego rozmowę z mamą: „Ona nawet nie domyśli się, że remontuję ci mieszkanie”

Pewnego wieczoru do moich drzwi zapukała młoda kobieta. Powiedziała, że jest w ciąży z moim mężem i chce, żebyśmy się rozstali

Za pół miesiąca mój syn miał mieć ślub, a panna młoda bardzo nam się podobała. Ale ona spakowała swoje rzeczy i odeszła od niego