Wraz z żoną spełniliśmy nasze marzenie o podmiejskim domku z basenem. Mieszkamy w hałaśliwym mieście i przynajmniej czasami pragniemy spokoju i samotności.
Właśnie tak doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy mieszkania gdzieś poza miastem. Po wybraniu najlepszej opcji przystąpiliśmy do remontu i już po około pół roku mogliśmy tam odpoczywać.
Żona chciała basen, więc nie było odwrotu i po kilku miesiącach basen się pojawił.
Oczywiście nie mogło to nie przyciągnąć uwagi wszystkich sąsiadów, ponieważ tylko my mieliśmy basen i strefę wypoczynkową przy domku.
Wszystko byłoby dobrze, gdybyśmy nie wyjechali na jakiś czas do miasta i nie wrócili przez ponad miesiąc. A kiedy zdecydowaliśmy się przyjechać na wypoczynek, zobaczyliśmy, że ktoś tu był.
Nikogo tam nie zastaliśmy, więc pomyśleliśmy, że nie warto przywiązywać do tego takiej wagi. Po tygodniu przyjechaliśmy i zobaczyliśmy, że sąsiedzi odpoczywają w naszym ogrodzie i pływają w basenie.
Zaniemówiliśmy, sąsiedzi nie spodziewali się takiego obrotu spraw, uważali, że rzadko tu bywamy, więc mogą spokojnie tu przebywać, nawet bez pozwolenia.
Próbowałem z nimi porozmawiać, czekałem na przeprosiny, ale wszystko na próżno:
„Przyjechaliście z miasta i urządziliście sobie tutaj prawdziwe miejsce wypoczynku, a my mamy tylko patrzeć? Chociaż raz nas zaprosiliście”.
Okazuje się, że nie znaliśmy zasad panujących w tym miasteczku: jeśli masz coś lepszego niż sąsiad, zaproś go, żeby też mógł korzystać z twoich dobrodziejstw.
A może jeszcze podać im numer karty bankowej? Oczywiście zagroziliśmy, że bez naszej zgody na terenie naszego domku nie powinno być nikogo, bo inaczej wezwiemy odpowiednie służby.
Po tym nawet się z nami nie przywitali, bo okazaliśmy się nie gościnni. Żona mówi, że nie warto się tym przejmować.