Od samego początku marzyłam o synu, a kiedy się urodził, byłam najszczęśliwsza na świecie. Robiłam wszystko, aby czuł się komfortowo.
Niedawno syn w końcu raczył przedstawić nam swoją narzeczoną, z którą planują wziąć ślub już za trzy miesiące.
Teraz rozumiem, dlaczego nasz Michał tak długo zwlekał z przedstawieniem nam swojej wybranki. Jego Lara zachowuje się bardzo arogancko wobec mnie i mojego męża, nie pozwala mu się z nami spotykać.
Jest jedną z tych osób, do których nie wiadomo, jak się zbliżyć. Ciągle patrzy na nas z pogardliwym grymasem i mówi manierycznym tonem. A nasz syn przymyka oczy na lekceważące traktowanie nas przez Larę i ciągle staje po jej stronie.
– Cóż, taka już jest jej natura. W końcu to ja będę mieszkać z Larą, a nie wy. Dlatego ślub się odbędzie.

Mniej więcej tak kończą się wszystkie nasze próby rozsądzenia Michała i odradzenia mu małżeństwa.
Oczywiście to nie my będziemy mieszkać z tą dziewczyną, ale z przyszłymi krewnymi trzeba przecież starać się budować normalne relacje, a nie od razu pokazywać swoje złe usposobienie.
Tym bardziej, że nasz syn będzie musiał harować na dwóch, a nawet trzech etatach, aby opłacić wszystkie zachcianki kapryśnej przyszłej żony.
Ale nie, uczucia przesłoniły rozsądek Michała. I on dosłownie tańczy przed swoją Larą. Bardzo nieprzyjemnie jest patrzeć na zachowanie syna.
Myślę, że syn dał się zwieść efektownemu wyglądowi Lary – smukłej sylwetce, długim kasztanowym włosom, dużym zielonym oczom. Ale kiedy zaczynasz z nią rozmawiać, zdajesz sobie sprawę, że masz przed sobą pustą osobę.
Wyjaśnialiśmy synowi, że wygląd dziewczyny nie jest najważniejszy, że uroda nie jest wieczna, niezależnie od tego, ile botoksu się wstrzykuje. Lepiej, żeby zwracał uwagę na cechy charakteru. Ale nic z tego. Ciągłe „kocham-nie mogę”.
Kiedy Michał po raz pierwszy przyprowadził Larę do nas w odwiedziny, ona oceniającym wzrokiem ogarnęła mieszkanie.
Sądząc po kwaśnej minie, nasz dom wydał jej się zbyt ubogi – nie ma tu łuków z sztukaterią, skórzanych sof, złotych toalet i innych rzeczy.
Potem ta dziewczyna usiadła w salonie i wpatrywała się w ekran smartfona, podczas gdy my krzątaliśmy się i nakrywaliśmy do stołu.
Mogła przynajmniej zaoferować niewielką pomoc, jak wszyscy dobrze wychowani ludzie. W pewnym momencie nie wytrzymałam i sama poprosiłam Larę, aby ustawiła kieliszki i kilka talerzy.
W odpowiedzi przewróciła oczami, niezadowolona cmoknęła językiem i wygłosiła taką przemowę, że straciłam wszelką ochotę na proszenie jej o pomoc.
– Właściwie to jestem gościem i nie mam obowiązku nic tu robić. Jeśli nie wiesz, proszenie gości o pomoc jest szczytem nieprzyzwoitości.
I kontynuowała oglądanie czegoś na telefonie. Nawet nie wiem, jak właściwie zareagować na takie chamstwo. Przypominam sobie siebie w młodości, kiedy poznawałam rodziców męża i jak bardzo się denerwowałam przed spotkaniem.
A ja wtedy nie tylko pomagałam nakrywać do stołu, ale także przyniosłam szarlotkę, aby pokazać, jaka jestem dobrą gospodynią. Najwyraźniej młode pokolenie ma inne wartości.
Jak można sobie wyobrazić, wieczór poznania przebiegał w dość napiętej atmosferze. Lara siedziała i z niezadowoloną miną grzebała w ogórkach z pomidorami i kawałku bułki z wędzoną wieprzowiną – to jedne z niewielu potraw, które Jej Wysokość raczyła skosztować.
A to pomimo tego, że na stole było wiele różnych potraw – sałatka krabowa, kanapki z łososiem, marynowane warzywa, mięso po francusku…
Ale łosoś wydawał jej się rozlanym płynem, a mięso i pikle – zbyt prostackie. Kiedy zaproponowałam Larze, żeby spróbowała sałatki krabowej, dała jasno do zrozumienia, że nie warto tego robić.
– Fuj! Tu jest majonez! Nie wiesz, że to sama chemia i tłuszcze trans?! Nie jem takich rzeczy.
Rozumiem, że każdy ma inne preferencje żywieniowe, ale można było grzecznie odmówić, prawda? Wystarczyło powiedzieć „nie, dziękuję”.
Po mężu widać było, że on również nie jest zadowolony z wyboru Michała.