Zakochałam się w wieku 63 lat i wierzę, że to prawdziwa miłość. Moje dzieci mnie nie rozumieją, mówią, że zależy mu na moim mieszkaniu

Mam 63 lata. Przeżyłam swoje życie tak, jak uważałam, że powinnam: uczciwie, z godnością, bez narzekań i wielkich roszczeń.

Byłam żoną, matką, babcią – w odpowiedniej kolejności, jak z podręcznika. Dawałam z siebie wszystko.

A czasem dawałam też siebie. Nauczyłam się milczeć, kiedy chciałam krzyczeć. Uśmiechać się, gdy coś we mnie kurczyło się w grudkę.

Być silną, gdy słabość była bliżej niż kiedykolwiek. Mój mąż zmarł osiem lat temu.

Nie mogę powiedzieć, że mieliśmy złe życie, ale nie mogę nazwać go szczęśliwym.

freepik.com

Żyliśmy jak wszyscy: dzieci, kredyty, domek, święta, szpitale, telewizja. Czasami była czułość, częściej przyzwyczajenie.

Kiedy odszedł, pomyślałam, że w moim wieku nie może być „nowych początków”. To życie powoli zanikało. Zostało mi tylko przedszkole, robienie na drutach i kolejki w przychodni. Pogodziłam się z tym.

Ale wtedy pojawił się on – Maciej. Poznaliśmy się banalnie: na targu, przy straganie z miodem. Długo coś wybierałam, nie mogłam się zdecydować. A on uśmiechnął się i powiedział:

– Weź podróbkę. To tylko dla tych, którzy nie lubią gorzkiego”.

Zaśmiałam się wtedy, po raz pierwszy od wielu lat. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, a potem poprosił o mój numer. Nie odmówiłam.

Od tamtej pory jakby coś się zmieniło w moim świecie. Dzwonił do mnie co wieczór, pytał, co u mnie, przynosił jabłka z domku letniskowego i zapraszał na spacery.

A ja rozkwitłam. Zaczęłam nosić sukienki, malować usta, gotować ciasta, których nie piekłam od dnia śmierci męża.

Znów poczułam, że żyję. Znów kobietą.

Ale dzieci tego nie rozumiały. Prawdopodobnie spodziewały się, że na zawsze pozostanę wdową – wygodną, cichą, domową.

A kiedy dowiedziały się, że spotykam się z mężczyzną, który jest siedem lat młodszy, zaczęły sugerować mieszkanie.

– „Mamo, bądź ostrożna. Wiesz, w tym wieku każdy szuka korzyści„ – powiedziała moja córka.

– On po prostu nie ma gdzie mieszkać, więc wybrał ciebie” – powiedział mój syn.

I wiecie, to zabolało bardziej, niż byłam gotowa przyznać. Ponieważ to są moje dzieci. To moja krew. I nie widzieli najważniejszego – jestem szczęśliwa.

Nie jak stara kobieta, której kupiono nową szatę. Ale jak kobieta, na którą patrzy się z ciepłem, która czuje, że wciąż może być kochana.

Maciej nie pytał o klucze, nie rozmawiał o pieniądzach, nie wtrącał się w moje sprawy. Po prostu piliśmy herbatę, trzymaliśmy się za ręce, milczeliśmy o naszym bólu i uśmiechaliśmy się do siebie, jakbyśmy wiedzieli, że to dar z góry.

Kiedy zapytałem go, dlaczego jest ze mną, odpowiedział tylko:

– Ponieważ sprawiasz, że czuję się ciepło. Ponieważ chcę cię chronić.

I to mi wystarczy.

Nie wiem, co stanie się jutro. Może dzieci pozostaną przy swoim zdaniu, może nie. Ale wiem na pewno: nie pozwolę nikomu ukraść mi tego, co w końcu poczułam – prawdziwej, spóźnionej, głębokiej miłości.

Może dla kogoś innego jest już za późno. Ale dla mnie nadszedł właściwy czas.

Anna zawsze chciała nic nie robić i mieć wszystko. Więc teraz, kiedy potrzebuję pomocy, odmawia mi jej: „Mam dużo do zrobienia, a do tego urodziny mojej przyjaciółki”

Pojechałem za granicę do pracy, żeby pomóc rodzinie. Kiedy wróciłem, zastałem żonę z kochankiem. Teraz zdaję sobie sprawę, że wszystko to było na marne

Całe życie pomagałam rodzicom męża, w przeciwieństwie do własnych dzieci, a teraz postanowili zostawić im wszystko, a ja i mój mąż nie dostaniemy nic