Zawsze uważałem się za rozsądnego człowieka. Pracowałem, utrzymywałem rodzinę, nie piłem, nie imprezowałem.
Nie powiem, że małżeństwo było idealne – kłóciliśmy się z żoną i milczeliśmy przez kilka dni, ale żyliśmy jak wszyscy.
Dzieci dorosły, ułożyły sobie życie, a my zostaliśmy we dwoje — znajomi do bólu, ale trochę obcy.
I właśnie w momencie, kiedy wydawało się, że wszystko jest już ustalone, pojawiła się Ona. Anna. Młodsza. Wesoła.
Ta, która patrzyła na mnie z zachwytem, śmiała się z moich żartów i interesowała się moimi przemyśleniami. Obok niej czułem się żywy.

Najpierw po prostu piliśmy kawę, potem były spacery, rozmowy wieczorami. A potem… wszystko potoczyło się tak szybko, że sam nie zrozumiałem, jak znalazłem się w obcym mieszkaniu z walizką w rękach i wiadomością w telefonie:
„Nie rozumiem, co się stało”. Napisała to moja żona. Nie odpowiedziałem.
Myślałem, że podjąłem właściwą decyzję. Byłem pewien, że nowe życie będzie łatwe i szczęśliwe. Że jestem jeszcze młody duchem, że mam prawo do miłości.
Ale minął miesiąc, drugi… i euforia zaczęła blaknąć. Razem z nową kobietą przestaliśmy być tak radośni.
Ona już nie patrzyła na mnie tak jak wcześniej. Zaczęliśmy się kłócić. Wszystko, co wydawało się romantyczne i nowe, stało się codziennością, a nawet męczące.
Pewnego dnia po prostu usiadłem na łóżku i poczułem, że mnie nie ma. Że straciłem wszystko, co miałem. Tę, która znosiła moje ostre słowa, czekała na mnie po pracy, gotowała mi kolację, leczyła, gdy chorowałem.
Nie była idealna, ale była moja. Kobietą, która przeżyła ze mną większość życia. Zdradziłem nie tylko ją — zdradziłem nasze wspomnienia, naszą młodość, nasze marzenia.
Postanowiłem wrócić. Napisałem, zadzwoniłem — cisza. Po kilku dniach sama odebrała słuchawkę. Jej głos był spokojny, równy, nawet chłodny. Nie krzyczała, nie wyrzucała mi niczego. Powiedziała tylko:
— Długo płakałam. A potem zrozumiałam, że nie chcę już płakać z twojego powodu.
Poprosiłem o spotkanie. Zgodziła się. Przyszła w sukience, którą kiedyś jej podarowałem. Piękna. Spokojna. Nie moja.
– Żyję z innym – powiedziała po prostu. – Byłeś częścią mojego życia. Ale to już przeszłość.
Serce mi się ścisnęło. Patrzyłem na nią i rozumiałem: ona już nie czeka. Nie ma nadziei. Nie kocha.
Przypomniałem sobie, jak kiedyś zasypiała obok mnie, jak głaskała mnie po włosach, kiedy wracałem zmęczony z pracy. Widziałem jej uśmiech, jej łzy. I przypomniałem sobie, jak łatwo zamieniłem to wszystko na iluzję.
Chciałem wrócić do życia, które kiedyś wydawało mi się szare. Teraz stało się ono nieosiągalne. Bo żyje w nim już ktoś inny. Ten, który nie odszedł. Ten, który jej nie zdradził.
A ja… ja zostałem z niczym. Ze wspomnieniami. Z bólem. I z jedyną myślą, która codziennie dręczy mnie od środka: jak mogłem być tak ślepy?