Rodzice mojej przyszłej synowej, myśląc, że nie słyszę, bo odeszłam od stołu, żeby zaparzyć kawę, zaczęli rozmawiać o tym, dlaczego nowożeńcy mieszkają w starym mieszkaniu, skoro jest nowe.
Magda powiedziała mężowi, żeby mówił ciszej, bo usłyszę ich rozmowę. I zasugerowała, żeby odłożył sprawę na później.
Ale mąż się nie uspokoił i powiedział, że nie ma co odkładać, skoro jest nowe mieszkanie, świetne mieszkanie, a dzieci posyłam do starego. I powiedział, że nie ugotowałam nic do jedzenia.
Nienawidziłam tego słuchać. To nasze pierwsze spotkanie z przyszłymi swatami i od razu taka przepychanka. Ale może tak będzie najlepiej. Teraz wiem, z kim mam do czynienia.
Od lat pracuję za granicą, we Włoszech. Wyjechałam, żeby poprawić sytuację finansową mojej córki i mojej rodziny.
Wychowywałam ją sama – z mężem mi się nie układało. Ale miałam dobrą pracę, moje zarobki nie były złe i starczało nam dla dwojga.
Mieliśmy dwupokojowe mieszkanie i żyło nam się całkiem dobrze, ale zdałam sobie sprawę, że moja córka dorasta i musimy myśleć o jej przyszłości.
Na początku zajęłam się jej edukacją. Studiowała na płatnym uniwersytecie, a żeby za wszystko zapłacić, musiałam wyjechać za granicę.
Z czasem zaoszczędziłam wystarczająco dużo, by kupić jednopokojowe mieszkanie w nowym budynku. Zrobiłam remont i wyposażyłam je w nowoczesne meble.
Moja córka od razu chciała się tam przeprowadzić, a ja się nie sprzeciwiałam. Na początku ona i Marcin tylko się spotykali, a potem on wprowadził się do niej.
Mnie o tym nie powiedziano, ale kiedy powiedziałam jej, że wyjeżdżam na wakacje i wrócę do domu, Julia musiała się przyznać.
Powiedziałam Julii, że rozumiem, ale nie zamierzam mieszkać w moim mieszkaniu z nieznajomym, dopóki się nie pobiorą. On jest dla nas nikim. Dlatego chcę, żeby Marcin wyjechał przed moim przyjazdem.
Nie była zadowolona z tej propozycji. Nie spodziewała się, że postawię taki warunek, ale była zmuszona się zgodzić. Marcin wrócił do rodziców.
Gdy jego rodzice dowiedzieli się o moim przyjeździe, poprosili mnie, abym ich odwiedził i omówił szczegóły przyszłego ślubu.
Ustaliliśmy, że nie będziemy organizować uroczystości, a jedynie podpiszemy ślub w urzędzie stanu cywilnego.
Ślub został przełożony na bardziej odpowiedni czas. Zgodziliśmy się na to.
Ale swatom nie podobało się wszystko inne. Nie podobał im się stół, który nakryłam, ani moja propozycja, żeby zamieszkali w starym mieszkaniu zamiast w nowym.
Wtedy ojciec Marcina powiedział, że to zwyczaj, że zagraniczni pracownicy dają swoim dzieciom nowe mieszkania. Odpowiedziałam, że zdecydowałam inaczej.
Julia obraziła się, że zawstydziłam ją przed Marcinem i jego rodzicami. Powiedziała też, że niczego ode mnie nie potrzebują i że mogę zatrzymać te dwa mieszkania, skoro są dla mnie cenniejsze niż moja własna córka.
Nie była zadowolona z tego, jak nakryłam do stołu, mówiła, że rodzice pana młodego wrócili do domu głodni, podczas mojej nieobecności jego mama karmiła ją przeróżnymi smakołykami. A ja postawiłam kanapki i kawę!
Zastawiłam skromny stół: zrobiłam kanapki z czerwoną rybą, plasterki sera i prosciutto. Ale jak się okazało, to nie wystarczyło.
Ojciec pana młodego spodziewał się tradycyjnego stołu. Kiedy go nie zobaczył, był bardzo niezadowolony.
W efekcie okazało się, że rodzice pana młodego mają o mnie złe zdanie i ja też się na nich zawiodłam.
Nalegali, żebym dał młodym nowe mieszkanie, sugerując nawet, że w przeciwnym razie ślub może się nie odbyć.
Julia stanęła po ich stronie i uważa, że jestem złą matką, bo nie chcę dać im nowego mieszkania.
Teraz jestem całkowicie zdezorientowana. Czy muszę oddać nowożeńcom wszystko, co zarobiłam swoją pracą, aby udowodnić, że jestem dobrą matką?