Wychowałam z mężem wspaniałego syna. Marzyliśmy o dużej rodzinie, ale tak się złożyło, że mamy tylko Marcina.
Kiedy poszedł do szkoły, nie zapomniał mi pomagać, ale ja robiłam wszystko, żeby miał możliwość bycia na równi ze wszystkimi dziećmi.
Ciężko pracowałam, mąż wcześnie zmarł, więc wszystkie problemy spadły na moje barki.
Ale udało mi się wychować Marcina na porządnego faceta. Od dziecka ciężko pracowałam, każdy grosz był dla mnie bardzo ciężki.
Nawet kupienie sobie nowego płaszcza było wtedy czymś niesamowitym, cieszyłam się jak małe dziecko z nowo kupionej zabawki.
Wszyscy wokół mnie widzieli, że chcę wychować syna na dobrego człowieka, nie szczędząc wydatków i wysiłku.
Teraz pracuje, ma wspaniałą rodzinę i dobrze zarabia. Uważam, że to również moja zasługa.
Kiedy syn dostaje miesięczną pensję, przychodzi do mnie i przynosi mi 3000 zł.
Tak, kiedyś powiedziałam synowi, że jak tylko przejdę na emeryturę, to niech mi pomoże, bo na starość nie zamierzam oszczędzać na jedzeniu, tylko chcę żyć, a nawet czasem pojechać do sanatorium.
Marcin uśmiechnął się i powiedział mi wtedy, że opieka nade mną to jego obowiązek i że bez względu na wszystko go spełni.
I teraz, mimo że ma żonę, wspaniałą kobietę, Marię, i dwójkę małych dzieci, przychodzi do mnie co miesiąc z pieniędzmi i bukietem kwiatów.
Poprosił mnie jednak, żebym nie mówiła o tym mojej żonie, więc podzieliłam się tym tylko z moją najbliższą przyjaciółką.
Moja przyjaciółka spojrzała na mnie i powiedziała, że jeśli moja synowa się dowie, nie będę już w stanie otrzymywać pomocy od mojego syna.
Ale głęboko wierzę, że za wszystko, co zrobiłam dla mojego syna, zasługuję teraz na opiekę z jego strony i dbam o siebie dzięki niemu, aby nie musiał się mną opiekować, a moja synowa nie musiała mówić, że jem ich chleb.