Mąż i żona szli przez centrum handlowe. Pokłócili się. Dokładniej mówiąc, żona się pokłóciła.
Czepiała się jego tonu głosu, wypominała dawne błędy, wyrażała swoją opinię na temat zdolności umysłowych męża i denerwowała się. Chodziła i była zła. Patrzyła na męża jak na wroga. I pomyślała.
Pomyślała o tym, jaki jest nieatrakcyjny. Był całkowicie łysy. Był gruby. Ubrany jakoś nieschludnie, chociaż jego ubrania są ładne, ale udaje mu się wyglądać nieschludnie.
Wygląda jak stary człowiek. Policzki buldoga, kudłate brwi. Wygląda ponuro. Musimy unikać takiego nieprzyjemnego starca.
Ona jest zupełnie inna, nie można podać jej wieku, pięćdziesiąt osiem lat. A czy to naprawdę są lata?
Są gwiazdy, które poślubiają młodych artystów i bogaczy, właśnie dziś o tym czytała. A ona dba o siebie, ma piękną fryzurę, perfekcyjny makijaż, piękną sukienkę, szpilki.
Jest taka atrakcyjna, elegancka i wciąż młoda. I chodzi z takim starym buldogiem. I żyje.
Ta żona weszła do sklepu, powiedziała mężowi, żeby poczekał na ławce, na korytarzach były ławki. Wstyd było wchodzić z czymś takim.
Wybrała kurtkę, wzięła kilka, poszła do przymierzalni. I nagle po drodze zobaczyłam starszą kobietę. Twarzą w twarz.
Zmarszczki, podkrążone oczy, szyja taka zwiędła… I nagle ta kobieta zdała sobie sprawę, że to lustro. Lustro na kolumnie w drodze do przymierzalni. I bezlitosne światło dnia.
I wiesz, kiedy patrzysz w przygotowane lustro, widzisz jedną osobę. A kiedy nagle widzisz siebie albo robisz zdjęcie z zaskoczenia, wychodzi inna osoba.
Wcale nie tak piękna. Delikatnie mówiąc. Jeśli chcesz wiedzieć, jak naprawdę wyglądasz, spójrz na swoje przypadkowe zdjęcia… te zrobione, gdy się tego nie spodziewałeś.
Starsza kobieta, delikatnie mówiąc, przyglądała się kobiecie z lustra. Wyglądała na zaskoczoną i niezadowoloną. Odbicie. Tym właśnie było. To była ona sama. Oto, kim była.
Kobieta stała przed lustrem z rzeczami w rękach. Potem zabrała kurtki na wieszak. A potem wyszła ze sklepu. Podeszła do mężczyzny i usiadła obok niego. Wzięła go za rękę. Płakała cicho, opierając się o męża.
On nic nie rozumiał, był zdenerwowany, ciągle pytał: co się stało? I patrzył na mnie brązowymi, życzliwymi oczami spod krzaczastych brwi. Prawie siwe. Łysy, gruby mężczyzna o życzliwych oczach.
Bardzo się postarzał. I stał się brzydki”, pomyślała niedawno moja żona. Dopóki nie zobaczyła siebie w lustrze, naprawdę.
I w jednej chwili zdała sobie sprawę, jak bardzo się postarzała. Starzejemy się razem. Jeśli mamy takie szczęście. Bo to jest szczęście. Tak właśnie jest. Starzeć się razem.
Usiedli więc razem na ławce w ogromnym centrum handlowym, pod zielonym sztucznym drzewem, które nigdy nie zżółknie. A jego plastikowe liście nigdy nie opadną – jest nieożywione. A żywi starzeją się i zmieniają. Czasami po prostu tego nie rozumieją. A potem rozumieją.
I przytulają swoich bliskich. Nieważne, jak wyglądają – ważne, że są. Na razie. A my jesteśmy tutaj. Mamy dzieci i wnuki. I jest jeszcze życie do przeżycia – razem.
A moja żona cicho przeprosiła. „Przepraszam!” A mąż powiedział, że wcale się na nic nie gniewa. I uśmiechnął się. I pocałował swoją żonę. I powiedział jej, że jest piękna. Naprawdę tak myślał.
I dopóki jest ktoś, kto tak myśli, jesteśmy naprawdę piękni.
Teściowa przeprosiła mnie, że nie przyjęła mnie od razu: „Zrozumiałam, że się myliłam”