Syn przyszedł do ojca:
– Składam pozew o rozwód. Jestem tym zmęczony! Matka ma rację – moja żona jest leniwa. Jak długo mogę sam wszystko robić?
– Wybacz mi, synu – odpowiedział ojciec.
– Za co?
– Za to, że nie zawsze byłem miły dla twojej matki. To moja wina, że masz w sobie mroczny zakątek, który myśli o rozwodzie…
– Co, nie powinienem się rozwodzić?
– Nie, nie bierz rozwodu… Nawet o tym nie myśl.
– Wytrzymać do końca dni?
– Nie ma takiej potrzeby… Nie znosisz jej, znosisz swoje złe nastawienie do niej. Jeśli zmienisz siebie, wszystko wokół ciebie się zmieni.
– Jak się zmienić?
– Spójrz na swoją żonę tak, jak uczy Pan. Ona jest Jego darem dla ciebie. Twoja radość… Twoja pomocnica… Matka twoich dzieci…
Kruche naczynie, które Bóg dał ci w ręce, abyś trzymał je czule, ostrożnie, aby je chronić… Wszystko inne to drobiazgi! Jeśli dziś nie wie, jak coś zrobić, nauczy się. Ty sam nie wiesz wszystkiego, co masz do zrobienia…
Jeśli ona nie ma czasu, aby coś zrobić, przykryj tę słabość swoją siłą i miłością… Jeśli ona czegoś nie wie, powiedz jej wieczorem przy filiżance herbaty, delikatnie trzymając ją za ramiona…
Twoja ścieżka jest tylko twoja. Twoja miłość jest tylko twoja. Ten, kto „wkłada” w ciebie oczy nienawiści, jest wrogiem twojego domu.
Nawet jeśli jest to Twoja matka… Twój brat… Albo Twój najlepszy przyjaciel… Nie osądzaj ich za to. Wybacz im.
I wyjaśnij każdemu z nich, że umrzesz za swoją żonę, za swoją miłość, jeśli będzie to konieczne, bez wahania, ale nie pozwolisz nikomu dotknąć twojej rodziny złym słowem
– Czy oni też chcieli rozwieść cię z matką?
– Kiedyś bardzo się kłóciliśmy, nawet bez „pomocników”. Byliśmy głupi, dumni… Ty masz inne życie. Nikt nie odciąga cię od Boga.
Proście Go o mądrość. Ustępujcie sobie nawzajem… Litujcie się i pocieszajcie… Miłość, jeśli nie wiesz, rośnie. Całą jej wielkość, całą jej wartość zobaczysz dopiero na starość, kiedy wieczorem delikatnie przytulisz swoją żonę i nie będziesz potrzebował słów…