Kiedy mój syn przyprowadził swoją narzeczoną Natalię na spotkanie z moim mężem i mną, byłam wniebowzięta. Dziewczyna jest nie tylko piękna, ale i miła.
Widać było, że szczerze kocha mojego Andrzeja, troszczy się o niego i stara się go nie denerwować.
Jest też dobrą gospodynią – umie gotować i utrzymuje dom w czystości. Krótko mówiąc, jest niemal idealną żoną.
Niedługo po tym, jak się poznaliśmy, mój syn ogłosił, że on i Natalia postanowili się pobrać.
Po raz kolejny się ucieszyłam – lepszej żony nie mógł sobie wymarzyć. Tak wtedy myślałam.
Ale sytuacja zmieniła się w ciągu zaledwie kilku tygodni i chyba dobrze, że skończyło się tak, a nie inaczej. Ale najpierw najważniejsze.
A więc na początku Andrzej i Natalia chcieli mieszkać w wynajętym mieszkaniu. Mój syn powiedział o tym, gdy rozmawialiśmy o przygotowaniach do zbliżającej się uroczystości.
Powiedział mi, że będą oszczędzać na ratę kredytu hipotecznego. Potem kupią własny dom.
W międzyczasie będą wynajmować jednopokojowe mieszkanie na obrzeżach. Zgodziłam się i obiecałam, że mój ojciec i ja pomożemy im w jakiś sposób.
Mój syn zgodził się i powiedział, że będzie o tym pamiętał. Miałam na myśli pomoc finansową. Na przykład, aby dodać do tego samego wkładu, pomoc w jedzeniu i ubraniach. Na codzienne potrzeby, które musi mieć każda rodzina, zwłaszcza młoda.
Jak się jednak okazało, mój syn i synowa odebrali moją obietnicę pomocy po swojemu. Tak krzywo, że o mało nie osiwiałam, gdy na dwa tygodnie przed ślubem usłyszałam ich prośbę.
Przyjechali do nas wieczorem i po wypiciu filiżanki herbaty zaczęli rozmawiać. Pierwszy zabrał głos Andrzej, jako głowa przyszłej rodziny.
Mój syn, trzymając mocno swoją narzeczoną, powiedział, że kiedyś obiecałam mu pomóc i nadszedł czas. Odpowiedzieliśmy z mężem, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Natalia powiedziała, że potrzebują pomocy z mieszkaniem.
Znaleźli mieszkanie. Ale okazało się za drogie. Wciąż musieli oszczędzać na zaliczkę i musieli jeść. Wynajmowanie domu nie mieściło się w budżecie młodej rodziny. A nie da się żyć bez dachu nad głową.
Więc mój syn i przyszła synowa poprosili nas… żebyśmy pozwolili im zamieszkać z nami. W naszym mieszkaniu z moim mężem.
Obiecali płacić dokładnie połowę czynszu, zakupy spożywcze, wszelkiego rodzaju wydatki domowe itp. Nie za darmo, ale dziękuję.
Można by pomyśleć, że to grzech odmawiać młodym ludziom, ale nie w naszym przypadku. Po długiej ciszy zapytałam ich, jak to sobie wyobrażają.
Mamy mieszkanie z jedną sypialnią o powierzchni 30 metrów kwadratowych. Jak nasza czwórka ma tu mieszkać? I to nawet biorąc pod uwagę fakt, że generalnie są młodą rodziną.
Natalia powiedziała, że to nic takiego. Ale i tak odmówiliśmy. Nie niegrzecznie, ale perswazją i argumentami. I nawet nie wyglądały na urażone. Byli po prostu cicho i powiedzieli, że bardzo się na nas zawiedli. Powiedzieli, że czekali na pomoc, a my ich złamaliśmy.
Trzy dni później Andrzej powiedział, że rozwodzi się z Natalią. Wesele zostało odwołane, z restauracji zabrano zaliczkę, a zaproszenie wycofano. Niespodziewane, prawda?
Ja też byłam zaskoczona. Nie mogli uciec tylko dlatego, że ja i mój mąż nie pozwoliliśmy im mieszkać na naszych 30 metrach kwadratowych.
Syn wyjaśnił, że Natalia stwierdziła, że życie z nim jest za drogie i zaproponowała rozwód. „Nie chciała płacić czynszu, a jej nieudana synowa chciała jak najszybciej zaoszczędzić na własne mieszkanie.
Myślę, że to dziwne podejście. Małżeństwa powinny być zawierane z miłości, a nie na zasadzie „drogo-tanio”.
Tak chyba będzie najlepiej. Kto wie, co później przyszłoby Natalii do głowy i jaki schemat by wymyśliła, żeby jak najszybciej mieć własne mieszkanie na kredyt hipoteczny!