Dwa lata temu mój mąż i ja urodziliśmy piękną córkę Marię, planowane i upragnione dziecko.
Oczywiście cały ciężar wychowania rodziny spadł na barki mojego męża Adama.
Bardzo kocha swoją córkę, ale niewiele mi pomaga – może się z nią trochę pobawić wieczorem, ale to wszystko.
Nie nalegam, to zrozumiałe, człowiek jest zmęczony pracą i musi spać w nocy.
Ale ja też byłam wyczerpana przez ostatnie dwa lata: opieka nad dzieckiem, prace domowe, zakupy – to wszystko na mnie. Nie mam na kim polegać, moi rodzice mieszkają kilkaset kilometrów stąd.
Kiedy urodziła się Maria, moja mama wzięła kilka tygodni urlopu, ale minęły one bardzo szybko. Nie miała okazji wrócić ponownie. Teściowa jest na emeryturze, ale z zasady nie chce pomagać.
Regularnie słyszę od niej, że decydując się na dziecko, powinnam była zdawać sobie sprawę, że będę miała więcej kłopotów.
Wychowywałam syna sama, bez niczyjej pomocy. Teraz chce żyć dla siebie i cieszyć się życiem, ma do tego prawo!
Moja emerytura nie wystarcza na godne życie z punktu widzenia teściowej, więc regularnie pomagamy jej z Adamem finansowo. Ona uważa to za coś oczywistego i nigdy nie słyszałam, żeby mi dziękowała.
Kiedyś powiedziałam jej, że bardzo boli mnie ząb i muszę iść do dentysty, żeby zajęła się Marią przez kilka godzin. Niedługo wrócę, powiedzieli przez telefon, że przepuszczają ludzi z ostrym bólem bez czekania w kolejce.
Teściowa chłodno odpowiedziała, że ma coś do załatwienia, czego nie może odwołać.
Zapytałam ją z nadzieją, czy może wrócić wieczorem lub jutro, ale i na to miała wymówki. Od tamtej pory nie prosiłam teściowej o nic więcej.
Radziłam sobie sama i czekałam na swoją kolej w przedszkolu – o miejsce staraliśmy się zaraz po urodzeniu dziecka. Mój mąż był zachwycony tą możliwością.
Nie planowałam od razu iść do pracy, a Adam w pełni mnie w tym wspierał. Przede wszystkim dziecko potrzebuje czasu na adaptację – w ciągu roku pokona wszystkie choroby i stanie się silniejsze.
Niekończące się zwolnienia lekarskie nie spodobałyby się mojemu kierownictwu.
Po drugie, chciałam też trochę odpocząć, zadbać wreszcie o siebie! Wyleczyć zęby, umówić się na masaż, pójść do fryzjera, porozmawiać z jedyną przyjaciółką – zrobić to, czego brakowało mi przez ostatnie dwa lata.
Jednak nie wszyscy członkowie rodziny podzielali mój entuzjazm. Wieczorem odebrałam telefon od niezadowolonej teściowej, która od razu przeszła do rzeczy i zapytała mnie, kiedy planuję iść do pracy.
Szczerze odpowiedziałam, że kiedy moja córka skończy 3 lata i że na razie będę na urlopie macierzyńskim. A potem po prostu wprawiła mnie w osłupienie, pytając, co planuję robić, założyła, że będę siedzieć bezczynnie, podczas gdy mój mąż będzie zarabiał pieniądze.
Nie kontynuowałam tej bezużytecznej rozmowy i powiedziałam, że to nie jej sprawa. Teściowa nie raz wracała do tego tematu, ale starała się działać subtelniej, podpowiadając.
Nie wytrzymałam dłużej i powiedziałam o wszystkim Adamowi. Poprosił mnie, żebym nie zwracała na to uwagi, bo taką jest osobą.
Oczywiście, moja teściowa i ja nigdy nie byłyśmy sobie szczególnie bliskie, ale nie spodziewałam się takiego ataku.
Słuchanie jej opowieści o moim lenistwie było bardzo frustrujące – przez dwa lata kręciłam się jak wiewiórka w kole. Ale mój mąż mnie wspierał – i to jest najważniejsze!