Ojciec chciał pokazać swojemu synowi, co oznacza szczęśliwe dzieciństwo, mimo że jego żona nie podzielała jego poglądów

Rafał stał przy zlewie i obierał jabłko. Jego żona niedawno przeczytała, że producenci spryskują swoje produkty różnymi szkodliwymi substancjami.

Od tego czasu wszystkie produkty były nie tylko myte wodą z mydłem, ale także obierane, gdy tylko było to możliwe.

Rafał sam przeżuwał jabłka jak dawniej, zjadając zarówno skórkę, jak i pestki, zostawiając tylko ogonek, ale dla syna musiał je obierać.

Jego żona autorytatywnie stwierdziła, że myślenia o zdrowiu należy uczyć od najmłodszych lat.

Ich syn pił tylko przegotowaną wodę, mył ręce tak często, jak to możliwe, chodził ostrożnie, rozglądając się uważnie we wszystkich kierunkach i nigdy nie biegał.

screen Youtube

Nie bawił się na placu zabaw, ponieważ według jego żony był on wylęgarnią wszelkiego rodzaju niebezpieczeństw – można było spaść z huśtawek, piasek roił się od bakterii, a brudne dzieci innych ludzi z pewnością zaraziłyby czymś ich syna.

Spacery żony i syna przypominały te dwojga emerytów. Dziecko nie miało rowerów, hulajnóg ani rolek – wszystko to jest bardzo niebezpieczne.

Były tylko najbezpieczniejsze sanki, na których synowi surowo zabroniono zjeżdżać z górki. Mógł jedynie siedzieć cicho, podczas gdy jego matka lub babcia powoli ciągnęły sanki za nim.

Raz Rafał chciał zabrać swojego następcę na przejażdżkę i prawie doprowadził żonę do szału. Przebiegł około dwudziestu metrów przy radosnych krzykach syna, a następnie spędził trzy godziny słuchając niezbyt radosnych krzyków żony.

Gdybyście nie znali tej historii, mogłoby się wydawać, że Rafał nie zjeżdżał na sankach z synem, ale pędził drogą z prędkością dwustu kilometrów na godzinę i tylko cud sprawił, że nie zgubił dziecka.

Rafał wspominał swoje dzieciństwo, które nie miało tylu ograniczeń. Na podwórku wszyscy pili z tej samej butelki, bo było gorąco, lato i nie można było iść do domu – nie wypuszczali.

I nikt nie myślał, że mogą być w niej jakieś zarazki. Nie z kałuży, to wszystko. Nawet jeśli była z kranu, to i tak była zimna.

A jak dzielili się kanapką? Niektórzy z chłopaków biegli do domu, ryzykując wolność, i przynosili kromkę chleba skropioną olejem słonecznikowym i posypaną solą.

Co to była za higiena? Ręce wycierało się w spodnie, co nie czyniło ich czystszymi, a potem podawało się ten kawałek chleba, żeby każdy mógł go ugryźć.

Zjedliśmy i poszliśmy budować bazę za garażami. To również nie było łatwe zadanie. Musieli grzebać w śmietnikach, szukać odpowiednich materiałów, a potem zwozić podstawy.

Pewnego dnia znaleźli całą kanapę, którą wraz z całą dwudziestoosobową bandą wepchnęli do bazy. Nie dostali jej tam, ale zabrali poduszki.

Jak używali babki lancetowatej? Znalazłam babkę lancetowatą, rano ją zawinęłam i biegłam dalej. Rafał z sąsiedniego budynku biegł z nami kiedyś pół dnia ze złamaną ręką.

Jak zsiadasz z roweru, to najpierw biegniesz zobaczyć, co z nim, bo jak go zepsujesz, to tata coś zrobi.

A bez roweru jak można iść nad jezioro? Na piechotę czy coś? Jeśli tylko ktoś weźmie go na ramę albo bagażnik.

Ale wtedy ryzyko przewrócenia się jest jeszcze większe, choć oczywiście nigdy nikogo to nie powstrzymało. Mimo wszystko posiadanie własnego roweru było bardzo fajne.

Zastanawiam się, jak kiedyś wspinano się na placach budowy. Jest tam tyle interesujących rzeczy. Można znaleźć smołę i łupki, a to szczęście na więcej niż jeden dzień.

Łupek został wyciągnięty na bazę i po prostu wrzucony do ognia, fajnie, gdy wybucha. Jednak musieli to robić w takim miejscu, żeby odłamki łupków nie porysowały nikomu samochodu, ale kto wtedy wiedział…

Ale nauczyli się pięciu nowych słów i bardzo szybko i bezszelestnie nauczyli się wspinać na drzewo.

Rafał z przyjemnością zamknął oczy, wspominając swoje dzieciństwo. Jak razem z chłopcami budowali zimą fortecę, a potem ją szturmowali, jak lizali huśtawkę na zakładzie, zjeżdżali z górki na sankach i kartonach, zwalniali w garażu.

Pamiętał ziemniaki pieczone nad ogniskiem, truskawki prosto z krzaka, biwaki z namiotami… Ale jego dzieciństwo pozostawiło najżywsze wspomnienia. Miał dobre dzieciństwo.

I wtedy Rafał oblał się zimnym potem. Co będzie pamiętał jego syn? Jak przez całe dzieciństwo spacerował z matką ramię w ramię po parku? Obrane jabłka i gotowaną wodę?

A sam Rafał to niezła gęś! Nie chciał kłócić się z żoną. „O nie! Nie brzydzisz się? Tak, jestem zniesmaczony. Muszę to naprawić.

Rafał z determinacją schrupał nieobrane jabłko, wytarł ręce o spodnie i poszedł do pokoju syna. Siedział cicho na kanapie, oglądając kreskówkę w telewizorze, którą zatwierdziła jego matka.

Rafał zapytał go, patrząc w oczy syna, czy widział kiedyś wybuchający łupek. Ku jego uciesze, chłopiec zaczął się interesować i wyszli na zewnątrz.

Wrócili do domu po ciemku, szczęśliwi, głodni, głośni, pachnący ogniskiem i trochę brudni. Syn był podekscytowany, opowiadając matce o swojej przygodzie, a Rafał pokłócił się z tego powodu z żoną, ale to już inna historia.

Chciałam złożyć pozew o rozwód, kiedy mój mąż obudził mnie rano i zmieniłam zdanie

Moja teściowa zawsze trzymała wszystko dla siebie i nie chciała słyszeć o potrzebach swoich dzieci i wnuków

Mój mąż załatwia wakacje dla swojej matki, ale nie dla mnie. Nie wiem, czy powinnam się z nim rozwieść