Mój sąsiad daje mi znaki uwagi, a mój mąż w domu robi sceny z niczego

Do naszego domu wprowadził się wspaniały sąsiad… Mogłabym zacząć moją opowieść od tych słów, ale nie jestem już zadowolona z jego oznak uwagi. A to dlatego, że kończą się one skandalami i przeklinaniem w mojej rodzinie.

Razem z mężem Bartoszem mamy po 47 lat. Nie jesteśmy starzy, ale nie jesteśmy też świeżo upieczonymi małżonkami. Wiele przeszliśmy, a teraz przeżywamy spokojne chwile, które zwykle przychodzą w naszym wieku.

Bartosz nie jest romantyczną osobą: nawet kiedy byłam młodsza, nie rozpieszczał mnie kwiatami, prezentami czy wyjściami do restauracji.

A teraz stał się pod tym względem zupełnie leniwy. Dlatego tak się ucieszyłam, gdy Marcin zaczął niedawno wynajmować mieszkanie na naszym piętrze.

Sąsiad ma 54 lata, jest wdowcem i niedawno przeprowadził się do naszego miasta. Sprzedał swój dom na wsi, część pieniędzy przekazał dzieciom na wcześniejszą spłatę kredytu hipotecznego, a resztę ulokował w banku na odsetki.

screen Youtube

Teraz tymczasowo wynajmuje dom od dalekiego krewnego. Marcin jest towarzyskim i imponującym człowiekiem. Fakt, że przekazał znaczną część dochodów ze sprzedaży swojej nieruchomości synowi, świadczy o jego szlachetnym charakterze.

Nie rozumiem jednak, dlaczego miałby to zrobić, skoro potrzebujesz dachu nad głową. Sąsiad grzecznie odpowiedział, że to jego wyważona decyzja i że teraz musi zrozumieć, czy nasze miasto będzie odpowiednie, czy nie.

To oczywista oczywistość, ale zafascynował mnie inny szczegół. Za każdym razem, gdy spotykałem go na ulicy lub w budynku, Marcin obsypywał mnie komplementami, a czasami nawet dawał czekoladki.

Rozumiem, że to tylko drobiazgi, ale jestem bardzo zadowolona z uwagi, jaką poświęca mi mój mąż. Wiele razy prosiłam męża, żeby wziął przykład z Marcina, bo tak łatwo jest uszczęśliwić kobietę!

Na początku Bartosz zaczął chichotać, mówiąc: „Co za bzdury. Jak chcę tabliczkę czekolady, to idź i kup ją sobie w supermarkecie”. A teraz zaczął nawet robić sceny zazdrości.

Nie chodzi o czekoladki, chodzi o to, że dzięki takim męskim gestom my, kobiety, zyskujemy szczęście i zrozumienie, że jesteśmy wartościowe.

Ale mężczyźni tego nie rozumieją. Wydaje mu się, że Marcin wcale nie próbuje mnie uszczęśliwić, tylko chce rozjaśnić swoją samotną codzienność ze mną, naiwną kobietą!

Nie było dnia bez kłótni i sprzeczek. Czułam się bardzo niekomfortowo, ale poprosiłam sąsiada, żeby nie dawał mi więcej oznak uwagi.

Nie zdradziłam mu powodu, ale myślę, że się domyślił. Bo od dwóch miesięcy, gdy Borys spotyka Marcina na klatce schodowej, po prostu go ignoruje.

Możecie sobie wyobrazić, w jakiej niezręcznej sytuacji znajduję się za każdym razem? Mój mąż jest już taki stary, a ciągle zazdrosny.

Koleżanki już sobie z niego żartują, bo jakoś nawet nie wstydził się ich towarzystwa i zrobił mi kolejną aferę.

Dobrze, że jest na tyle mądry, że nie wdaje się w bójki z sąsiadem, bo cały dom by się śmiał!

Na początku września Marcin wrócił z daczy krewnego i przyniósł mi naręcze polnych kwiatów. Były tak pachnące i piękne, że nie mogłam się oprzeć, by ich nie przyjąć, mimo mojej prośby, by nic nie dawać.

Mój mąż wybuchnął śmiechem tej nocy! Oczywiście nie trzeba było mu mówić, skąd pochodzi ten luksusowy bukiet.

Po prostu obrzucił mnie błotem, mówiąc, że sprzedaję się za miotły i jakiekolwiek jałmużny! Nigdy wcześniej nie widziałam Bartosza w takim stanie, mimo że jesteśmy razem od 25 lat.

Po tej głośnej kłótni nie rozmawialiśmy przez dwa tygodnie. Pojechał na ten czas do kolegi na wieś. Powiedział, że jest zmęczony tym wszystkim i musi pomyśleć o swoim przyszłym życiu.

Szczerze mówiąc, nie rozumiem go. Czy naprawdę trzeba mieć merkantylne pobudki, żeby dać kobiecie zwykłą tabliczkę czekolady albo niedrogi bukiet?

Nie widzę nic poważnego w tych działaniach, poza tym, że sąsiad jest prawdziwym dżentelmenem i chce sprawić, by jego sąsiadka poczuła się dobrze.

Oczywiście nie mamy z Marcinem żadnych relacji! Aby uspokoić męża, obiecałam mu, że nie będę więcej rozmawiać z sąsiadem i nie będę przyjmować żadnych prezentów.

Śmieję się z moich dziecinnych obietnic, ale jeśli to naprawdę ważne dla Bartosza, to jestem gotowa uzbroić się w cierpliwość.

Gdybym nie wtrącała się w pierwsze małżeństwo mojego syna, nie rozwiódłby się teraz dwa razy

Gdybym nie wtrącała się w pierwsze małżeństwo mojego syna, nie rozwiódłby się teraz dwa razy

Mój mąż przyprowadził do naszego domu córkę, którą urodziła mu sąsiadka: „Moja córka zawsze marzyła o siostrze”