Mam męża w domu, ale nadal wykonuję wszystkie „męskie” obowiązki domowe. On nie potrafi niczego kupić, wynegocjować ani zrobić sam, tylko wymyśla wymówki z prędkością warp.
Kupiliśmy mieszkanie rok temu. Zajęło nam to dużo czasu, ponieważ bez względu na to, jak bardzo go naciskaliśmy, tak naprawdę nie chciał pracować. Pracowałam jak traktor.
Kupiliśmy jednopokojowe mieszkanie, ale nie z kredytem hipotecznym. Uznaliśmy, że na początek wystarczy, a potem zobaczymy. Dokładniej to była moja decyzja, mąż jak zawsze coś mamrotał.
Mieszkanie było tanie, bo nie było w najlepszym stanie, ale i tak planowaliśmy remont, więc nas to nie przerażało.
Tylko ja myślałam, że razem z mężem zajmiemy się remontem, ale on po cichu się z tego wycofał.
Ja jeździłam kupować materiały budowlane, szukałam i negocjowałam z rzemieślnikami, bo musiałam wymienić instalację elektryczną i wodno-kanalizacyjną, a mąż rozkładał ręce – nie wiem jak.
No dobrze, nie wie, jak samemu zmienić instalację elektryczną, mogę to zrozumieć. Ale co za problem znaleźć mistrza?
Ja też nikogo nie znam, więc siedziałam i dzwoniłam do naszych wspólnych znajomych, żeby ktoś polecił mi sprawdzoną opcję.
Udało mi się znaleźć mistrzów, ale mój mąż jak zawsze miał wymówkę. Nie ma czasu, nie wie, o co zapytać mistrza, nie rozumie cen, więc powiedział: „Zrób to sam, zrobisz to lepiej”.
Trzeba było położyć płytki na korytarzu i w kuchni – znowu jego wymówka „nie dam rady”. I nie było pieniędzy na brygadę.
Usiadłam i sama obejrzałam film, a potem to zrobiłam. Sama położyłam płytki w mieszkaniu, ale mój mąż nie mógł.
Ja się męczyłam, szukałam przecinarki do płytek, zagłębiałam się w zawiłości tego urządzenia, a mąż albo siedział z przyjaciółmi, odwiedzał matkę, albo leżał na kanapie. „Po co mam ci przeszkadzać, i tak nic z tego nie rozumiem”.
Razem z koleżanką przykleiłyśmy tapetę, bo mój mąż nie wie, jak to się robi. Nie mógł nawet kupić kleju, więc musiałam radzić sobie sama.
Dzwonienie i sprawdzanie w sklepie prawdopodobnie nie jest dobrym pomysłem. Łatwiej jest rozłożyć ręce i powiedzieć „nie wiem, nie wiem jak”. Mój przyjaciel i ja wiemy, jak tapetować, ale on nie i nawet nie próbował się tego nauczyć.
Nawet zestaw kuchenny montowałam ja, bo mąż chodził wokół niego przez tydzień, nie wiedząc, w którą stronę podejść.
Albo nie miał narzędzia, albo bał się, że coś zepsuje. Oplułam jego wysiłki i zrobiłam to sama w cztery dni.
Mój mąż nie brał w tym udziału, ale nie dziwiłam mu się. Chciałam jak najszybciej skończyć remont, postawić wszystko na swoim miejscu i odetchnąć.
Mąż irytował mnie swoją bezradnością. Ale jak mu się coś zarzuci, to od razu zaczyna się usprawiedliwiać, że do takich prac są specjalni ludzie, a on nie został do tego przeszkolony.
A czy zarobiłeś pieniądze od tych specjalnych ludzi? Zaoszczędziliśmy na mieszkanie tylko dzięki mnie, jego wkład to jakieś dziesięć procent, reszta to mój spadek i moje oszczędności.
A może jestem budowlańcem-remontowcem? Z jakiegoś powodu, jeśli nie wiem jak coś zrobić, idę i patrzę jak to się robi. Mogę powiedzieć, że oprócz elektryki i hydrauliki w domu, wszystkie naprawy zostały wykonane przez moje ręce.
Teraz rozbieram rzeczy na części i myślę, że rzeczy mojego męża nie muszą być rozbierane na części. Niech zabiera swoje rzeczy i idzie do matki. Nie przyda mi się ani materialnie, ani fizycznie.
Mieszkanie zostało oficjalnie kupione przez moją matkę, a ja przekażę mu wkład mojego męża w to mieszkanie w gotówce i pozwolę mu zacząć nowe życie.
Przed remontem byłam spanikowana, bo wszystko musiałam dźwigać sama, a remont był ostatnią kroplą.
Jestem pewna, że usłyszę wiele słów krytyki, ale mam to gdzieś. Mężczyzna powinien być podporą i filarem siły, a nie dodatkowym bólem głowy.