Mój mąż wyrzuca jedzenie, jeśli leżało w lodówce dłużej niż jeden dzień i ubrania, i uczy nasze dzieci, aby miały takie samo podejście: „Dlaczego nie dać rzeczom drugiego życia”

Mój mąż dorastał w zamożnej rodzinie. Jego ojciec ma własną sieć sklepów spożywczych, matka Krzysztofa nigdy nie pracowała, a on i jego dwaj bracia zawsze mieli wszystko z łatwością.

Mimo to Krzysztof nie był zależny od ojca, gdy stał się dorosły, zaczął budować własne życie.

Ogólnie rzecz biorąc, mamy teraz zwykłą rodzinę o średnich dochodach, a rodzice mojego męża nie udzielają nam żadnej pomocy.

Zauważyłam jednak, że mój mąż zachował niektóre nawyki ze swojego bogatego dzieciństwa.

A teraz mamy dwójkę nastoletnich dzieci, które wymagają dużo pieniędzy. Chodzą do różnych klubów, chcą nowych ubrań, a ja zaczynam myśleć o ich przyszłej edukacji i kupnie mieszkania.

screen Youtube

Ogólnie rzecz biorąc, trzeba oszczędzać. Robię wszystko, co w mojej mocy, ale Krzysztof nie ma pojęcia, jak to zrobić.

Najbardziej denerwuje mnie to, że cały czas wszystko wyrzuca. Dotyczy to na przykład jedzenia. Wydaje mi się, że jeśli coś leży w naszej lodówce dłużej niż jeden dzień, to już wyrzuca to do kosza.

Na przykład kiedyś kupiłam chleb na kanapki. Nasze dzieci je uwielbiają. A potem zdarzyło się, że chłopcy pojechali do swoich przyjaciół na weekend, a chleb został nieodebrany.

Leżał w lodówce i nagle zobaczyłam, że prawie cały bochenek jest w worku na śmieci.

Zadzwoniłam do Krzysztofa z pytaniem, dlaczego go wyrzucił. Powiedział, że stracił ważność, więc postanowił go wyrzucić.

Byłam oburzona, że z takiego chleba można zrobić krakersy, a nie wyrzucić.

I o czym z kimś takim rozmawiać? Jeśli nie rozumie, że na przykład pizzę, której wczoraj nie dokończyliśmy, można po prostu włożyć do zamrażarki, zamiast wyrzucać do kosza? Czy można zamrozić parówki, kiełbasę, kotlety? Nie, Krzysztof od razu wyrzuca wszystko do kosza!

Próbuję ukryć przed nim jedzenie, ale i tak udaje mu się je znaleźć i wyrzucić. Ale cóż, jedzenie to tylko połowa problemu. Gorzej jest z ubraniami i innymi rzeczami.

Na przykład raz dałam mu ładną, drogą koszulę. Bardzo mu się spodobała i często ją nosił. Łatwo więc sobie wyobrazić moje zdziwienie, gdy zobaczyłam tę najdroższą koszulę leżącą niedbale na podłodze. Zapytałam, co ona tam robi, a mój mąż odpowiedział, że leży tam, żeby nie zapomniał jej wyrzucić, bo ma w niej dziurę.

Po prostu zamarłam ze zdziwienia, mogłam ją po prostu zaszyć, po co ją wyrzucać? Powiedział, że o tym nie pomyślał.

I dobrze, że go złapałam! Inaczej wyrzuciłby tak dobrą rzecz. Poza tym mamy działkę. Czasami jeździmy z dziećmi na kemping. A mój mąż nie rozumie, że dla tych dwóch kategorii wypoczynku można wybrać ubrania i buty, które wyglądają, że tak powiem, nie do końca idealnie.

Na przykład, nie wyrzucać drogich markowych trampek z lekko zużytymi podeszwami, ale po prostu chodzić w nich na wędrówki lub kopać łóżka na wsi. To samo dotyczy T-shirtów, spodni dresowych i innych rzeczy.

Ale z jakiegoś powodu Krzysztof tego nie rozumie. Co więcej, uczy nasze dzieci tego samego, a ja zauważam, że moi synowie wyrzucają do kosza wszystko, co nie jest przybite gwoździami.

A ja nie wiem, jak odzwyczaić Krzysztofa od nawyków z bogatego dzieciństwa i wytłumaczyć, że jesteśmy zwykłą rodziną i nie stać nas na wyrzucanie spodni po pierwszym zaciągnięciu, a swetrów po pierwszym kłaczku, który się na nich pojawi.

Kupiliśmy samochód dla zięcia, ale on nie ma czasu nas wozić. Ale kiedy potrzebuje naprawy, przychodzi prosto do nas

„Wiesz, że nie jem wczorajszego jedzenia”: mój mąż chciał, żebym codziennie gotowała coś pysznego, ale ja po prostu nie miałam czasu

Pewna kobieta przyszła do domu swojej córki w niedzielę, aby wypić z nią herbatę i porozmawiać. Zdała sobie jednak sprawę, że nie jest tam mile widziana i postanowiła grzecznie wyjść