Pan młody był tak zrelaksowany po oświadczynach, że nie dotarliśmy na ślub: „Dobrze, że wszystko odbyło się z wyprzedzeniem”

Znam wiele historii, kiedy po ślubie mąż i żona zmieniali się, zdejmowali maski i stawali się innymi ludźmi. I tam historia potoczyła się inaczej: ktoś się przyzwyczaił, ktoś rozwiódł.

Dla mnie nie doszło nawet do ślubu, ponieważ mój narzeczony postanowił nie czekać na ślub, ale zrelaksował się natychmiast po propozycji małżeństwa, którą złożył, a ja przyjęłam.

Wcześniej spotykaliśmy się przez pół roku, a potem mieszkaliśmy razem przez kolejne pół roku, więc wydawało mi się, że dobrze znam Marcina.

Nie sprawiał wrażenia niechluja ani samca alfa, który oczekuje od kobiety całkowitej uległości.

Wszystko w domu robiliśmy razem, nie rozrzucał swoich rzeczy po mieszkaniu, nie próbował mnie kontrolować, nie znikał bez ostrzeżenia ze swoimi przyjaciółmi.

screen Youtube

Wszystko było w porządku, dopóki nie złożyliśmy wniosku do urzędu stanu cywilnego. Potem Marcin zaczął się zmieniać dosłownie na moich oczach. I nie podobały mi się te zmiany.

Fakt, że zaczął częściej spotykać się ze swoimi przyjaciółmi, zapominając mnie o tym uprzedzić lub całkowicie rujnując nasze wspólne plany, był już dla mnie nieprzyjemnym sygnałem alarmowym. Ale z każdym tygodniem było ich coraz więcej.

Pan młody zaczął warczeć na moje zupełnie niewinne pytania. Na przykład uważałam, że mam prawo zapytać mojego przyszłego męża, gdzie był po pracy, kiedy wrócił do domu o północy, i był wesoły. Nie ostrzegł mnie o tym.

Ale Marcin myślał, że nie musi się do mnie zgłaszać. Skoro przyszedł, to dobrze, powinnam się cieszyć. Tylko ja miałam inne wyobrażenie radości.
W dodatku okazało się, że muszę mu powiedzieć, gdzie jestem i z kim. I nie tylko powiedzieć, ale udowodnić, że byłam z koleżankami, a nie z chłopakami.

Nie było to dla mnie nowe doświadczenie: miałam chłopaka z takim problemem, ale szybko z nim zerwałam, bo nie jestem dzieckiem, które można kontrolować.

W domu Marcin również wycofał się ze wszystkich spraw. Zaczął ciągle się usprawiedliwiać: „zrobię to później”, „po co mam to robić?”, „jestem zmęczony, daj mi spokój”.

To wszystko było bardzo nieprzyjemne, ale mój przyszły mąż zdawał się nie widzieć w tym nic dziwnego. A ja zauważałam w jego zachowaniu coraz więcej cech, których nigdy nie tolerowałam u mężczyzn.

Na początku nie rozumiałam, co się dzieje, ale potem usiadłam, zastanowiłam się i doszłam do wniosku, że to koniec okresu zakochania Marcina.

Przestał udawać kogoś, kim nie jest i pokazał mi swoją prawdziwą twarz. Ta twarz jako mężczyzny nigdy mi nie odpowiadała.

Byłam przyzwyczajona do innego mężczyzny, z którego niewiele zostało w narzeczonym. Najwyraźniej nie na tyle, bym zgodziła się na ślub z nim.

Próby wytłumaczenia tego Marcinowi spełzły na niczym, prychał, przewracał oczami, mówił, że coś mi się przywidziało i zawsze taki był.

Nie, gdyby zawsze taki był, nie poznalibyśmy się nawet przez pół roku. Spotkałam już podobny okaz. Dwa miesiące zajęło mi uświadomienie sobie, że nie jestem z nim na tej samej ścieżce.

Po kolejnej bezowocnej rozmowie poszłam spakować swoje rzeczy. Mój narzeczony nie zatrzymywał mnie, tylko śmiał się i nazywał to histerią.

Tak było nawet lepiej, bo gdyby zaczął mi przeszkadzać, mogłoby się to przerodzić w kłótnię, a ja nie chciałam się denerwować po raz kolejny: wszystko już sobie postanowiłam.

Przeprowadziłam się do swojego mieszkania, a następnie udałam się do urzędu stanu cywilnego, aby odebrać wniosek, ale powiedzieli mi, że wystarczy po prostu nie przyjść do rejestracji w wyznaczonym dniu.

Dopiero trzy dni po moim wyjeździe Marcin postanowił mnie odnaleźć i wyjaśnić naszą relację. Dałam mu pierścionek, życzyłam powodzenia i powiedziałam, że ślubu nie będzie.

Teraz znowu się zmienił, wrócił do tego, jaki był. Próbuje przekonać mnie do zmiany zdania, ale ja już widziałam w nim wszystko, czego potrzebuję. Ten człowiek nie jest dla mnie.

Dobrze, że otworzył się przed ślubem, było mniej problemów, nie musiałam zmieniać dokumentów. I mam kolejne doświadczenie do dodania do mojej kolekcji.

Moi rodzice mają bardzo ciekawą logikę: dali mi kuchenkę mikrofalową na mój ślub, a mojej kuzynce mieszkanie, ponieważ dorastała bez rodziców: „Po co się obrażasz, jej i tak nie jest łatwo”

Moja synowa nie chce mieszkać w przestronnym domu, a mój syn nie jest zadowolony z życia za grosze: „Po co mi to wszystko, skoro on cały dzień jest w pracy”

Uciekłam od dzieci do osobnego pokoju i zabroniłam im wchodzić, ale nie są zainteresowane: „Jaki był sens ślubu, jeśli nie masz własnego mieszkania”