Byłam bardzo szczęśliwa z moją rodziną, ale niedawno odszedł mój mąż i czuję, że nie jestem nikomu potrzebna.
Bardzo go kochałam, był wykształconym nauczycielem, inteligentnym, a przy nim czułam się jak ukochana żona.
Całe swoje życie poświęcił pracy i rodzinie, a za swoje wysiłki otrzymał nawet mieszkanie od państwa.
Daliśmy to mieszkanie naszemu synowi Adamowi w prezencie ślubnym. A my dwoje nadal mieszkaliśmy w małym starym mieszkaniu, które miałam po rodzicach.
Od dzieciństwa staraliśmy się zapewnić naszemu synowi wszystko, co najlepsze, wykształciliśmy go i wysłaliśmy na prestiżowy uniwersytet. Po ukończeniu studiów dostał nawet pracę.
Potem Adam zakochał się i pobraliśmy się dwa lata przed śmiercią mojego męża. Ten okres w moim życiu był dla mnie prawdziwym sprawdzianem. Budziłam się ze łzami w oczach i zasypiałam z niepokojem.
Nie mogłam pogodzić się z faktem, że jestem wdową. Dobrze, że urodziła się moja wnuczka i mogłam odwrócić swoją uwagę od złych i smutnych myśli.
Syn złożył mi dobrą propozycję: sprzedaż mojego i ich mieszkania i kupno domu, w którym moglibyśmy zamieszkać wszyscy razem. Dla mnie była to szansa na nowe życie. Tak też zrobiliśmy, kupiliśmy wspaniały przestronny dom, ale teraz bardzo tego żałuję.
Moja synowa natychmiast zaczęła zachowywać się jak gospodyni, ustalając zasady wspólnego życia i zawsze mówiąc mi, jak powinienem zachowywać się w jej domu.
Często dochodziło między nami do konfliktów, ponieważ uważałam, że ten dom jest również moim domem. Synowa ciągle robiła mi uwagi: za głośno włączyłam telewizor, niedokładnie umyłam garnki, źle kołysałam wnuczkę. Miałam wrażenie, że jestem pod ciągłą presją.
W końcu doszło do tego, że prawie nie wychodziłam z pokoju, wszystko ją irytowało, więc kupiłam nawet mały telewizor, żeby nie przeszkadzać jej w salonie. Oczywiście nie czułem się tu jak w domu. Nawet mój syn, ustawiony przez żonę, zaczął mnie źle traktować.
Moje dzieci traktowały mnie normalnie tylko wtedy, gdy chciały, żebym został z wnuczką. A potem dziewczynka poszła do przedszkola i stałem się bezużyteczny.
W Sylwestra synowa „poprosiła” mnie, żebym wyszedł, bo przyjechali znajomi i będę im przeszkadzał. Nigdy nie byłam tak rozczarowana moimi dziećmi. Pojechałam na święta do siostry, która mieszka 200 kilometrów od naszego miasta.
Wróciłam do domu, ale nie czuję się tu jak w domu. Jem na mieście, płacę też synowi za rachunki za media. Nie chcą, żebym widywała się z wnuczką, bo nie mam nowoczesnych metod wychowawczych. Naprawdę żałuję decyzji o sprzedaży mieszkania. Jeśli dzieci mają możliwość życia osobno, to tak powinno być. Teraz ze strachem czekam na starość.