Tadeusz i jego ciotka Natalia jechali z miasta do domu. Mieli zaplanowaną wycieczkę do sklepu. Zbliżał się pierwszy września i Tadeusz potrzebował nowego munduru i kurtki.
Zakupy zostały zrobione, a teraz oboje byli szczęśliwi, że kupili wszystko, czego potrzebowali i jechali z powrotem do swojej wioski, do domu.
Nagle Tadeusz dotknął ramienia Natalii i wskazał przed siebie. Na skraju drogi biegał pies. Tadeusz spojrzał na psa i uśmiechnął się.
Pies wyglądał jak jamnik, to samo długie ciało z krótkimi nogami i długim pyskiem, ale jego uszy nie były jak u jamnika, trochę wystawały.
Był biały z czerwonymi plamami. Z jakiegoś powodu biegał nie wzdłuż ścieżki obok drogi, ale wzdłuż krawędzi drogi, oglądając się za każdym razem, gdy przejeżdżał samochód. Jakby czekał, aż inny samochód zatrzyma się i go zabierze.
Natalia zauważyła kudłatego biedaka i pomyślała, że się zgubił lub został wyrzucony. Przed nimi jechała duża ciężarówka, a Natalia trzymała się w znacznej odległości od wielkiej maszyny, ponieważ spod kół ciężarówki wystrzeliwały kamienie i odlatywały w różnych kierunkach.
W tym momencie Tadeusz nagle zobaczył, jak pies nagle warknął i odleciał poza krawędź drogi do rowu. Potrząsnął Natalię za ramię. Ona sama to zobaczyła i zwolniła, aby zatrzymać się na skraju drogi.
Pies był ranny, więc Natalia i Tadeusz szybko rzucili się w jego stronę. Chłopak zszedł z drogi. Pies leżał w ostach i patrzył bezradnie na Tadeusza. Skomlał cicho. Na jego lewej łapie była krew. Musiał w nią uderzyć kamień spod koła samochodu.
Tadeusz zdjął kurtkę i podszedł do psa. Rozłożył ją i delikatnie położył psa na swojej kurtce, zawinął go i podniósł, pies skomlał cicho. Tadeusz pobiegł na skraj drogi, gdzie czekała na niego Natalia.
Kobieta pospieszyła chłopaka, mówiąc, że zabiorą psa do jej przyjaciółki i wszystko będzie dobrze. Tadeusz pewnie krzyczałby teraz jak szalony, ale faktem było, że nic nie mówił i tylko łzy w jego oczach zdradzały, jak bardzo martwił się o psa.
Tadeusz dorastał jako normalny chłopiec i zanim skończył sześć lat, znał już wszystkie litery, uwielbiał rysować i grać w piłkę nożną z chłopcami. Ogólnie rzecz biorąc, był jak wszyscy chłopcy w jego wieku.
Przestał mówić po tym, jak spłonął dom, w którym mieszkał z rodzicami. Tego dnia ojciec przyniósł pensję. Kupił Tadeuszowi różne smakołyki i jedzenie, a na stole postawił butelkę wódki. W rodzinie nie piło się często, chyba że po pensji, albo w święta.
Mama gotowała pierogi i razem z ojcem urządzali coś w rodzaju uroczystości na cześć pensji ojca. Tadeusz cieszył się razem z nimi. Jadł słodycze i ciastka, biegał z pudełkiem kredek, które przyniósł ojciec.
Niewiele pamięta z tego, co wydarzyło się później. Pamiętał, że położył się spać, a jego mama i tata nadal siedzieli przy stole w kuchni. Obudził się, bo coś śmierdziało nie do zniesienia. Jakby coś się gdzieś paliło. Wyskoczył z łóżka i chciał pobiec do pokoju rodziców, ale nie mógł, drzwi wrzały od gorąca i było już widać płomienie.
Pożar musiał wybuchnąć w kuchni, obok pokoju rodziców, a Tadeusz spał w drugim pokoju, dlatego prawdopodobnie nie poczuł od razu dymu. Nikt nie rozumiał, dlaczego rodzice nie usłyszeli pożaru. Tadeusz głośno krzyczał, wzywał pomocy, aż zachrypł i ze strachu chował się za szafą.
Sąsiad, wujek Adam, usłyszał jego krzyki, wybił okno i wbiegł do pokoju. Po wybiciu okna ogień wdarł się do pokoju Tadeusza i wujek Adam z trudem odnalazł przerażonego chłopca za szafą, w dymie, z poparzeniami rąk. Uratował jednak Tadeusza i wyciągnął go bez szwanku. Lekarze zabrali chłopca do szpitala tylko z zatruciem dymem i nie miał żadnych oparzeń, w przeciwieństwie do wuja Adama, ale Tadeusz przestał mówić po tym incydencie.
Gdy Tadeusz został sam, przygarnęła go młodsza siostra ojca, Natalia. Nie mieli własnych dzieci i Natalia przyjęła chłopca jak własne dziecko, a jej mąż Donald nie miał nic przeciwko temu.
Natalia zabierała Tadeusza wszędzie, aby dowiedzieć się, dlaczego nie mówi. Pojechali nawet do miasta do lekarzy, ale niczego się nie dowiedzieli.
I tylko jeden lekarz powiedział Natalii, że chłopiec jest fizycznie zdrowy i nawet jego struny głosowe są w porządku, ale to było coś innego, to było na poziomie psychologicznym! Coś musi się wydarzyć, żeby wyrwać go z tego milczenia. Przemówi, ale kiedy? Musimy być cierpliwi. Psychika jest taka, że może nagle wystrzelić i wszystko się ułoży. Ale chłopak jest mądry i zdrowy! Potrzebuje czasu, będzie mówił!
A potem Natalia opluła wszystkich lekarzy i przestała dręczyć chłopca wszelkiego rodzaju testami i badaniami. Jak wszystkie dzieci, pierwszego września Tadeusz poszedł do pierwszej klasy.
Wieś była mała i wszyscy wiedzieli o smutku Tadeusza. Wiedzieli też, że jeszcze nie mówi. Siedział w klasie, odrabiał lekcje, pisał listy w zeszycie w domu, ale nie mógł nic powiedzieć. Ale i na to nauczycielka znalazła rozwiązanie. Dawała mu zadania, a on odpowiadał na nie pisemnie.
A jeśli musiał odpowiadać przy tablicy, wychodził i pisał listy i rozwiązywał przykłady. I tak skończył pierwszą klasę z ocenami „dobry” i „celujący”.
Natalia, widząc zapał Tadeusza do nauki, miała nadzieję, że pewnego dnia zacznie mówić i będą razem czytać bajki, śmiać się i śpiewać piosenki z kreskówek. W międzyczasie Tadeusz komunikował się ze wszystkimi najlepiej jak potrafił.
Samochód ruszył. Skręcając w stronę wsi, Natalia wcisnęła gaz do dechy i ruszyła drogą w kierunku domu. Tadeusz spojrzał na psa z niepokojem.
Wyskoczyła z samochodu, otworzyła drzwi, a Tadeusz pobiegł z psem na rękach do domu znajomego Natalii, miejscowego weterynarza. Mężczyzna bawił się z psem na podwórku. Rex, bo tak wabił się pies, radośnie gonił patyk, który rzucił mu właściciel.
Kiedy Tadeusz dosłownie wleciał na podwórko, Rex zatrzymał się i ze zdziwieniem spojrzał na niespodziewanego gościa. Pies w ramionach chłopca skomlał. Weterynarz zapytał Tadeusza, co się stało, a on wyciągnął ręce, pokazując mężczyźnie psa.
Ten założył rękawiczki i zaczął badać psa. W okolicy tylnej łapy pies zaczął wyć. Weterynarz pogłaskał psa i zdał sobie sprawę, co należy zrobić. Powiedział: „Damy mu zastrzyk i opatrzymy ranę! Wszystko będzie dobrze!
Tadeusz stał obok i kiedy zobaczył strzykawkę w rękach weterynarza, zaczął skomleć. Po opatrzeniu rany i obmacaniu całego psa, mężczyzna pogłaskał go uspokajająco.
Odpowiedział twierdząco, że nie ma złamania, tylko silny siniak i rana od kamienia. Weterynarz spojrzał na psa i zaproponował mu imię Bob. Tadeusz uśmiechnął się i kiwnął głową na zgodę. Trzy godziny później pies kulał po podwórku nowego domu.
Natalia wyciągnęła wszystkie łopatki z jego boków, wytarła mu pysk mokrą szmatką i teraz pies uśmiechał się do nich wesoło.
Tadeusz uśmiechnął się i delikatnie pogłaskał psa, uważając, by nie dotknąć stłuczonego miejsca. Wieczorem, gdy Donald wrócił z pracy, cała trójka spotkała się z nim na podwórku.
Donald usiadł obok psa i wyciągnął rękę, w którą pies włożył łapę. Pies spojrzał na Donalda i zaszczekał.
Donald zbadał psa i zapytał go, skąd wzięła się rana, a Natalia opowiedziała mu o całej przygodzie, która im się przytrafiła. Trzy dni później Bob biegał po podwórku goniąc koguta, który próbował go dziobać. Tadeusz siedział na ganku i śmiał się, obserwując wyścig.
Natalia cieszyła się, widząc, że chłopiec ma w sobie tyle pozytywnych emocji. Założyła nawet, że pies pomoże mu mówić, obserwując, jak Tadeusz bawi się z psem na podwórku.
Minął tydzień. Bob doszedł do siebie po kontuzji i zaczął wybiegać z podwórka i przemierzać ulicę, badając otoczenie i poznając okoliczne psy. Teraz Tadeusz wyszedł na podwórko i nie znalazł Boba. Poszedł do stodoły, gdzie kury spokojnie spały na grzędach, ale psa tam nie było. Potem wyszedł na zewnątrz i zajrzał do domów sąsiadów. Tam również go nie było.
Tadeusz poszedł go szukać. Kiedy dotarł do następnej ulicy prowadzącej do jeziora, usłyszał głośne, wściekłe warczenie i cichy pisk. To najwyraźniej był Bob. Tadeusz podbiegł do miejsca, z którego dochodziły odgłosy.
Tam, oparty o ścianę stodoły, stał Bob, a naprzeciwko niego ogromny pies z obnażonym pyskiem, wyraźnie agresywny. Jego przewaga była oczywista. Biedny Bob, przyciśnięty do ściany, przegrywał z wielkim psem wzrostem i rozmiarami.
Tadeusz tak bardzo bał się o swojego psa, że zrobił się biały. Rozejrzał się bezradnie w poszukiwaniu pomocy, ale ulica była pusta. Wtedy szybko poszukał wzrokiem czegoś w kształcie kija i znalazł wielką kłodę przy płocie. Chwycił ją, podniósł i rzucił się na psa, który zbliżał się do Boba.
„Odejdź!” wydusił z siebie nagle Tadeusz, wytężając wszystkie struny głosowe.
Rzucił się na psa z taką złością i determinacją, że pies warknął i cofnął się. Potem odwrócił się i uciekł. Tadeusz biegł za nim i w pewnym momencie potknął się i poleciał, upuszczając kij. Upadł. Potem szybko wstał i rozejrzał się. Wielkiego psa nigdzie nie było widać. Bob stał pod ścianą, przestraszony. Tadeusz podbiegł, złapał psa i pobiegł do domu.
Biegł, trzymając Boba blisko siebie i płakał. Brudny, zapłakany, z poobcieranymi kolanami, z psem na rękach wybiegł na podwórko. Natalia, która rozwieszała pranie na sznurkach, zobaczyła Tadeusza w takim stanie, wrzuciła mokre prześcieradło do miski i pobiegła mu na spotkanie.
Trzymając chłopca blisko siebie i macając go po rękach i nogach, zapytała z niepokojem, patrząc mu w oczy, co się stało.
Tadeusz jąkał się trochę i powiedział, że przegonił psa. Natalia wpatrywała się w Tadeusza wszystkimi oczami i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Tadeusz potrząsnął głową, a na jego brudnej twarzy pojawiły się łzy i uśmiech. Łzy spływały mu po policzkach.
Tadeusz zaczął opowiadać, jak uratował Boba, przeganiając przerażającego psa. Natalia zasugerowała, aby wszedł do środka i opatrzył rany. Chłopak kiwnął głową na zgodę. Bob kręcił się wokół jego stóp i próbował polizać jego rękę. Po umyciu i opatrzeniu chłopca Natalia posadziła Tadeusza na kanapie.
Kiedy rany zostały opatrzone, Natalia przytuliła chłopca, a Tadeusz nagle zmiękł w jej ramionach, zamknął oczy i oparł się o nią. Gdy Natalia na niego spojrzała, spał spokojnie w jej ramionach.
Wieczorem Donald wrócił do domu z pracy. Przywitał się ze wszystkimi jak zwykle, a wtedy Tadeusz odwzajemnił powitanie. Oczy Donalda zaokrągliły się ze zdziwienia.
Tadeusz powiedział do niego „tato” i mocno go przytulił. Donald chciał usłyszeć wszystko, co poprzedziło tę wspaniałą zmianę. Natalia przytuliła męża i opowiedziała mu o bohaterskim czynie Tadeusza.
A Bob spojrzał na wszystkich i uśmiechnął się…
„Mój mąż chce się ze mną rozwieść. A wszystko dlatego, że obraziłam jego cennych rodziców”