Z zawodu jestem psychologiem i, na szczęście lub niestety, moja córka pilnie potrzebuje moich usług. Rozumiem, że czym innym jest praca zawodowa, a czym innym wykorzystywanie mojej wiedzy w rodzinie.
W moim życiu nie spieszę się, aby pomagać wszystkim i wszędzie, ponieważ nie ma to sensu. Wyobraź sobie kucharza, który próbuje nakarmić wszystkich i robi to na własny koszt. To bez sensu i nie sposób odgadnąć, kto co lubi.
Moja córka dorastała niezależna i samodzielna, ale po ślubie zauważyłam, że inni mają na nią wpływ.
Prawdopodobnie był to mój błąd jako matki i jako psychologa, który nie udzielił na czas odpowiedniej pomocy.
Mój zięć jest flegmatykiem, potrafi długo czekać i być cierpliwym, ale widać, że cierpliwość wszystkich się kończy. Co więcej, nie chcę być strachem na wróble dla mojego zięcia. To po pierwsze.
A po drugie uważam, że rodzina powinna najpierw spróbować rozwiązać swoje problemy poprzez zwykłą rozmowę, nie mają takich nieporozumień, że potrzebują terapii rodzinnej.
Sama kiedyś rozstałam się z mężem z powodu kłótni rodzinnych, które ciągle niszczyły nasz związek. Mój mąż miał trudną osobowość, ale miał dobre serce. Z powodu młodego wieku i braku doświadczenia nie potrafiłam właściwie reagować na problemy rodzinne.
Jako matka rozumiem, że kiedy moje dziecko potrzebuje pomocy, zawsze powinnam być przy nim, ale jako psycholog chciałabym dać młodym ludziom szansę na porozumienie poprzez znalezienie wspólnego języka, bo to właśnie sprawi, że ich rodzina będzie naprawdę silna. Czy uważacie, że warto przy pierwszej potrzebie biec na pomoc dzieciom?
Istotne zmiany w polskim Kościele. Ojciec Rydzyk wskazał swojego faworyta i ujawnił prawdę

